Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
falespokojnegomorza.Byłajakmeteorwpadający
watmosferęziemską.Odrazustraciłemjasnośćzoczu
iwzrokmójbłądziłponowniepogąszczupnidębówitopól
czarnych.
Ściągnąłemswójwzrokztegozwierciadła-mediatora
iwszedłemśpieszniedosalonu,gdziesnopyświatła
zachodzącegosłońcaoświetlałyunoszącesiępyłkikurzu.
Przezchwilępatrzyłemprzezprzestrzeńmiędzy
szprosamiokna,anastępnie,bynieograniczaćpola
widzeniażadnymijegopodziałami,otworzyłem
jenaszeroko,bychoćnachwilęmócprzywrócićten
widok,byzobaczyćchociażechorozpierzchającejsięjej
obecności.Jednakitymrazemnicpozawilgotnąwonią
nadchodzącegopowolizmierzchu,przeplecionego
umierającymogniemsłońcazzadrzew,jużnie
zobaczyłem.
Zarazpokolacjiudałemsiędosypialninapiętrze,
byoddaćsięjużtylkowieczornymprzeczuwaniom.Pokój,
takjakresztadomu,prezentowałraczejascetyczne
umeblowanie,naktóreskładałosięolchowebiurko
ustawionepodoknem,łóżkozarazpolewejwnarożuoraz
szafapoprawejstroniezbogatoinkrustowanymiróżnymi
rodzajamidrewnawzoramigeometrycznymi,zktórych
dominantęwizualnąstanowiłyromby.Błękitnatapeta.
Porabyłajużwieczorowa,więcnastawiłemlampę
iusiadłemprzybiurku,skądwyglądałemnaznikły
wciemnościogród.Werandatonęławrozmiękczających
mrokbladogranatowychodcieniachnadanychprzez
wiszącywysokonaprawiebezchmurnymniebieksiężyc.
Uchyliłemlekkookno,apochwilizawitałdośrodka