Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gozaplecaminazywają.Możetobyłodowcipne,amoże
nie.OnsamnigdytakPawłanienazwał.
Przywitałsięzfunkcjonariuszemzpatrolu,stojącym
przywyrzuconymprzezmorzepniudrewna.Dwóch
innychpolicjantówwdługichgumowychbutach
usuwałośmieciiwodorostyzleżącegonapiaskuworka,
lekkoobmywanegoprzezfale.Norbertmiał
naramieniukameręikręciłfilm.Plecyjednego
zpolicjantówzasłaniałyKrukowiwidok,musiałwięcsię
zbliżyć,żebyzobaczyć.
Najpierwdostrzegłrękę.Szaradłońwstrumieniach
białegoświatłareflektorówsprawiaławrażenie
teatralnejdekoracji.Deformacjaposunęłasięmocno,
dłońnapuchła,palceprzypominałykształtemparówki,
któreKrukjadłnaśniadanie.Niepowinienmiećtakich
skojarzeń,alejemiał.Rękawystawaładołokcia
zdużegoskórzanegoworkaonieokreślonejbarwie,
przedartegoczyteżprzetartegowjednymmiejscu.
–Mężczyzna–mruknąłKruk,czujączaplecami
obecnośćNorberta.
–Nieinaczej.
–Ktogoznalazł?
–Starszyfacet,którytubiegałzwnuczką.
Tawnuczkamajużpodtrzydziestkęinawetładna,
tylkojakaśtakanieprzyjemna.Spisaliśmydane
iposłaliśmydodomu,bofacettostaraszkołaWlazł
wbutachdowody.
–Zielińskiprzyjedzieczyktośinny?
–Apocotuprokurator?Dzwoniłtylko.Jakoczyścimy
worek,ładujemygonasamochódiwieziemydosiebie.
Tunawetniebędziemyotwierać.Popatrzymy,czy