Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Mirekwyszedłnataras,umazanybiałąfarbąijak
zwyklewzawadiackimnastroju.Saraotrząsnęłasię.
Wizjazniknęła.Niebyłogłosu,śmiechu,płaczu.Ani
ko​biety.
Ro​bi​łamzdję​ciadlatatyiSyl​wii.
Kiedyonaostatniotubyła?zapytał,przystająctuż
obok.Chybazdzie​sięćlattemu.
MożliweprzyznałaSara.Wiesz,jakatoświatowa
ko​bietasięzro​biła.
Poczekajnakoniecremontu.Jakwyśleszzdjęcia,oko
jejzbie​leje.
Chciałabym!Spójrznatedrzewa!Jezu,
prze​piękne...
No,śliczniekwitną.Itakcoroku,niezmiennie.Jabłka
teżdobredają,niezakwaśne,zawszejezbieram.Wtym
rokustrasz​niewcze​śnieza​kwi​tłytedrzewa.
Prawda?Powinnychybadopierowmaju...Aletym
lepiej.Marzenamówiła,żemajeszczewspiżarni
mnóstwosłoikówmarmoladyjabłkowejztegosadu.Nie
wierzę...dodałapochwili.Niewierzę,żetojestmoje.
Żewró​ci​łam.
Cóż,wró​ci​łaśi...Spoj​rzałwy​mow​nienajejstopy.
Auu!Odskoczyłajakoparzona.Notobędępięknie
pach​nieć!
TowłaśnieBrzeziny!Mirekwybuchnął
śmiechem.Och,ach,jakiedrzewa,alegównotojednak
gówno.
Nonie,wczo​rajmytetrampki...
Dziewczyno,tugumiokipodstawą.Dobra,
jaspadamdoroboty,atysięzachwycajdalej...Tylko
patrzpodnogi,boli​chonieśpi!