Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Scott
Odczasudoczasuwyjściadoklubunocnegostanowiły
dobrysposóbnato,żebynachwilęoderwaćsięodszarej
codzienności.Jednakniektóreichkonsekwencje…Cóż,
tebyłyjużmniejpożądane.Zwłaszczajeślijednąznich
okazywałsięgigantycznykacdosłownierozłupujący
czaszkęnadwoje.
Narastającytępyból,drażniącedźwiękiulicy
dobiegającezzauchylonegooknaiciepłepromienie
słońcanatwarzy–wszystkototowarzyszyłomi,gdy
powoliwybudzałemsięzezdecydowaniezbytkrótkiego
snu.Chciałemtylkolekkounieśćpowieki,aleostre
światłonatychmiastwywołałoumnieprzeciwnąreakcję
iodruchowozacisnąłemjejeszczemocniej.Bólrozlewał
sięfalamipomoimciele,ażwkońcupoczułem,żeboli
mniedosłowniewszystko–oddużegopalcaunogi
ażpoostatniwłoseknagłowie.Paradoksalnie,nawet
leżeniebezruchubyłobolesne.
Wtejsytuacjipodniesieniesiędopionustanowiło
tytanicznywysiłek.Tępepulsowaniewskroniach
sprawiało,żekażdyruchurastałdorangiwyczynu
godnegoolimpijczyka.Pokójnadallekkowirował,jednak
jużnietakjakwtedy,gdykładłemsięspać.Wustach
czułempaskudny,kwaśnyposmakwypitegoalkoholu.
Podrapałemsiępokłującejświeżymzarostemszczęce,
próbującodzyskaćjasnośćmyśleniaijakośpoukładać