Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
starymtropem,alechcepokazać,żetakigorliwy.Pies
tociczasemtakłże,jakczłowiek.
Ipocząłsięśmiaćwesoło.
AMarekKwiatkowski,którymiałwduszytrochę
melancholii,ajeszczebardziejwmawiałwsiebierozmaite
poetycznesmutki,pomyślał:
SzczęśliwytenCywiński!Wczorajskładałprzysięgę
lubej,jutromożezginąć,adziśśmiejesięzpsa.Ale
onsamzawszeżyjedniemdzisiejszym.
Tymczaseminneogarypoczęływysuwaćsięzboru,ale
teniechciaływidocznienikomu„mydlićoczu”,albowiem
zbliżyłysięcicho,potrząsającuszamiinietrzymając
nosówprzyziemi.
Dwajmłodzieńcyruszylikuwsiiprzezjakiśczasszli
wmilczeniu.PochwiliMarekzapytał:
Gdziejesttwójkoń?
Wstajniuekonoma.Niechciałemzajeżdżać
dopałacu,bowidziałem,żetamzastanętepanie
zLeżnicy.
Aterazpójdzieszzemną?
Jakże?Wlisiurze15iwdługichbutach?Anisposób!
Prócztegopowiemci,żeKajetan,jakKajetan,alepatrzeć
nastarą,malowanąkukłętwojegostryja,nie!Wolę
jechaćdodomu.
TydoKajetanamaszjakąśszczególnąsłabość,aja
cipowtarzam,żesynwartojca,aojciecsyna.
Niemamżadnejdonikogosłabości,aleityniemasz
racji.Kajetanchuchrakiodludek,alewTargowicynie
był.
Marekzawahałsięprzezchwilę,poczymrzekł:
Dziśdzieńzwierzeń,więcprzyznamcisię,
żepopowrociezLeżnicy,wyzwałemKajetananaparol16.