Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gdyojciecjąwskazał:„Uważaj,zarazsfrunie...”.Itak
samojakwtedyzwisłaterazgłowąwdół.Wyciągnęła
przedniełapkidonurkowania,napinającprzeponę
pobokach.Rozpłaszczyłasięnakształtliściaklonowego
imiękko,lotemszybującymśmignęłanadrugąstronę
polanki.Szaroburycień...Przemknąłjakwspomnienie.
Ałsufjewzfanzyzawołał:
–Witia!
Trzebabyłowracaćdośrodka.
–Nieśpicie,PawleLwowiczu?
–Jakietamspanie...Piecze.–Dźwignąłsięnałokciach,
stęknął.–Pancerz,niekoszula...Możebyśtak,bratku,
wodyzagrzałitestrupyspróbowałjakośodmoczyć?
–Zarazprzyniosę.
Wkąciestałydwawiklinowekoszewkształciekonwi,
uszczelnioneglinązkrwiązwierzęcą.Wjednymzostało
jeszczetrochęolejusojowego,drugibyłpusty.
Stromąścieżynkązszedłpowodęnaskalisty,dogrobli
podobnypróg,ażdowyrwy,nadktórąJuprzerzucił
olbrzymiejodły,łączącobabrzegi.OdnogaMutanciangu
uchodziławąskimlejempodtenmostekiwkłębach
rozpylonychbryzgów,zhukiemwodogrzmotuwaliławdół
nadrugipróg,stamtądjeszczeraz,bysięrozlać
nareszciespokojnieipłytkoporumowiukamieni
leżącychpokotem.
–Mójzłociutki–powitałgoAłsufjew–czyniematam
czegośdożarcia?
Półleżąc,ruchemgłowywskazałnaprzykryte
deszczułkamipniakipodścianą.
Pniebyływśrodkuwydrążone–nazapasy:mąkę,bób
igaolan.Zżerdzipodpowałązwisałyrzemykowatepaski
suszonegomięsaiwiązkaczosnku.