Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Ech,żebyterazchoćpółgałeczki...
Dużympalcempotarłowskazujący,jakgdyby
zmiękkiejczekoladowatejmasykształtowałrozkoszną
gałeczkęopium.
Ocknąłsię,spojrzałnaklęczącegoprzedpaleniskiem
chłopaka,jakiskrykrzesze,rozniecającogień.
–Zaradnyś,widzę.Bieliznanazmianę,kompas,
kociołekitylenaboi–owszystkimpomyślałeś.
–Nieja–odparłchmurnieWiktor–ojciecpomyślał.
–Ten,cotogozabrali?Czekaj,nicwłaściwieniewiem.
Więcjaktobyło?
Wiktormilczał.
–No?„Puszczajłukmowy,cośgojużnapiąłpożeleźce
same”.
Scocca,scocca!
[7]
–Mniedoskoków...Jabymprosiłbezżartów.
–Ależtoniesążarty,wybacz,toz
Boskiej
komedii
.Znałemkiedyśnapamięć.Papabyłromanistą
inajlepszymponoćznawcąDantego.Stądowo,jak
bytopowiedzieć–złeprzyzwyczajeniedodobrej
włoszczyzny.
Siedziałterazobok,pochylającsięnadWiktorem,
drobny,dziwaczny,wbieliźnieupstrzonejkrwawymi
plamami.Ciemnoblondgłowałysiejącaodwysokiego
czołakuciemieniu,pobokachnietknięta,kudłata...
Zdalekaujrzawszy,możnapomyśleć,żeskrzydełka
munagłowieurosłyalboróżki.Byłownimcoś
zesmutnegofaunaicośzbłazna.
–Prostahistoria,PawleLwowiczu.Zdałemmaturę
ipojechałemdodomu.Domujużniebyło.Dymiło
jeszczeiśladybyłyświeże,złapałemwięcplecak,torbę
istrzelbę...
–Ojcastrzelbę?