Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wioski,doSzungpao,zetrzydzieścikilometrów,dokolei
najmniejosiemdziesiątalboicałesto...Czymożliwe,aby
byłazupełniesama?
–Dziewczynacisięwszędziewidzi–zbagatelizował
Ałsufjew.–Zaczynaszbyczeć,
amico
.
Posuwalisięjednakostrożniej,częstonasłuchując.
Wszystkotchnęłospokojem,przejrzyste,słoneczne.
Naprzełęczypomiędzygłazamiznaleźlidwaczarne,
ciepłejeszczepopieliska.
–Ktośtuwnocyobozował.Tykisterczą.Nadogniem
gotowali.
–Ogniskaogromne.Dużoichbyło,całyoddział...Może
Srebrogłowy?
Ałsufjewrozejrzałsiętrwożnie.Przesłoniłdłoniąoczy,
spoglądającnapanoramękędzierzawychsopek.
Porozrzucanewdoleleżałyjakowce,łagodne
wkształtachiwełnistelasami.Rosochatejniebyło.
–Gdzieuczorta?Szedłemnapołudnie,dojaru,potem
napołudniowyzachód,stamtądwzdłużrzeki,potem...
Nie,nicjużniewiem.Ja,widzisz,nigdywtychstronach
niebyłem–wyznałwkońcu.
–Topocopanmówił,żedziświeczorembędziemy
uLui-Tsina?
–Atak,dlakurażu...Żebyśsięniezałamał.
–Janiezłamliwych.Więcjak:znapandrogęczynie?
–Nomówięprzecie,żezgubiłemkierunek.
„Właśnie,nicinnegoniepotrafisz,tylkogubićkierunek,
ofiarojedna!”–skląłgowmyśliWiktor,zastanawiającsię
nagłos:
–Icoteraz?Wypadawracaćtam,gdziepanzabłądził.
–Dotegobrodu?Dotejskałki,podktórąmnie