Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nigdyniesądziłam,żekiedykolwiekprzyjdętutajdobrowolnie
odzywasięSophie.
Jejgłosniesiesięechempopustychkorytarzach.
BezwstrętnejgębyJohnsonjesttutajnawetznośniezauważa
Max.
Niepodobacisię,jakcodziennienadzieńdobrywitacięspecjalną
dawkąswojegoDNA?pytam.
Baaaardzozabawne,dupku.
Myślałem,żeciętokręci.
JohnsonuwzięłasięnaMaxa.Albotoonuwziąłsięnanią.Jużnie
dokońcapamiętam,odczegosiętowszystkozaczęło.Aleitak
najważniejszyjestrezultat,czyliichwzajemnaniechęćifakt,
żenamatematycechłopakmusisiedziećwpierwszejławce.
NanieszczęścieMaxaJohnsonmachybajakiśproblemzezgryzem
ipodczaslekcjilubiobrzucaćludziślinąawszczególnościtych
naprzodzieklasy.
Niemyśljużwięcej,bocitoniewychodzi.
Nocneświatłowpadadoszkołyprzezznajdującesięprzysuficie
okna.Dziękitemubeztruduodnajdujemydrogęnabasen,który
wyglądajakztaniegohorroru.Któryśzpierwszakówoberwiejutro
zato,żepozajęciachnieposprzątałpianek.Teterazwalająsię
popodłodze,jakbyktośopuściłtomiejscewwyjątkowympopłochu.
Przepraszam,comówiłeś?Bodotarłodomnietylkojakieś
bezsensownepierdoleniemówię,zsatysfakcjąobserwując,jak
kumpelwykrzywiatwarzwdziwnymgrymasie.
Maxwyciągarękę,apotembezskrupułówpopychamnie
wkierunkubasenu.Kompletniesiętegoniespodziewamijużchwilę
późniejjestemcałkowiciezanurzonywwodzie.Wtymmiejscudno
jestnaprawdęgłęboko,dlategozanimudajemisięwypłynąć
napowierzchnię,mijatrochęczasu.