Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
WIELELATPÓŹNIEJ
–Panmaswojeśmierci,prawda?
Byłotopierwszepytanie,którezadałamuZuzanna.
Odrazutowyczuła,wystarczyłonaniegospojrzeć.„Dzieńdobry
pani,TomaszProchota.Tomek.Fabianmówił,że…prowadzęrubrykę
w«WielkiejKulturze»,możepani…ArturHnatbyłwielkimartystą,
jajegoobrazybardzo…”Byłnienachalnieelegancki,starannie
ogolony.Włosy,ciemne,choćprzyprószonesiwizną,zapewneułożył
grzebieniem,zanimoniFabianwysiedlizauta.Jegosłowabyłytakie
jakon,gładkie,grzeczne,przewidywalne,uśmiechywyszykowanetak
samojakubranie.Itylkowoczachmiałtenlęk,któregoniedasię
pozbyć.
–Słucham?
Oczywiścietrafiła.Naglezabrakłomukonwencjonalnychsłów.
–Mojadrogaciotecznababko–musiałsięwtrącićFabian,tym
razemzeźlemaskowanąirytacją–jeślitoprawda,żepierwszeminuty
decydująocałejznajomości,będzieciezTomkiemdobrymi
przyjaciółmi.Dlaczegozewszystkichmiliardówmożliwychpytań
naprzywitaniewybrałaśakurattonajbardziejniewłaściwe?
Zignorowałago.
–Pytałam,ilemapanzasobąpróbsamobójczych.
–Nonaprawdę,chybaniebędziemyporuszaćtakichprzykrych
tematów,itolatem,itowsobotę!–Fabianstarałsięzachowaćswój
standardowyton,wktórymprotekcjonalnośćmieszałasięzsympatią.