Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PiotrMrokRW2010
Lubelskamaskarakotempodwórkowym
zapału.Najwyraźniejzamierzalisięnaparzać,jedenprzestanieoddychaćlub
skończysiękalendarznietyleMajów,coGrudniów.
-Uciekaj,mały,nacoczekasz?-ponaglałMarek.-Przecieżwidzisz,cotoza
ludzie.Omniesięniemartw.
Oderwałemdłońodklamki.Niemogłemgotakzostawić,wkońcutorodzina.
Usiadłemposłusznieprzystole.
-Dobrychłopczyk-skwitowałTom,chowającpistoletzapasekodspodni.
-Możezupy,panowie?
Smródzbliskaokazałsięjeszczetrudniejszydowytrzymania.Oferta
poczęstunkuprzypominałapropozycjęzjedzeniezawartościszaletupublicznego
ipopiciazespluwaczki.
-Ładnawalka,nieprawdaż?-zagaiłponownieagent.-Jaobstawiampsychola.
Hansmożeimatechnikę,alebrakmuserca.Miejserceipatrzajwserce,jakmówi
wieszcz.
Zagryzłchlebem.PsychopatawytrąciłHansowinóżzdłoni.Kopniętastal
poleciałanaśrodeksali.Andrzej,dysponującjużobiemarękami,złatwością
przełamałobronęprzeciwnika.Wyprowadziłdwaszybkieciosy,którezgruchotały
szczękęNiemca.Trzecimpowaliłgonaziemię,jakbyprzewracałmanekina.
Myślałem,żeterazzaczniesięwalkawparterze,aleprzyjemniaczekpostanowił
jeszczeniecopozmiękczaćofiaręsiarczystymikopnięciamiwielkichbuciorów.
Gdyleżącanapodłodzeskrwawionastertakościimięsazaprzestałajęków,kat
przykucnąłipołożyłdłonienaszyiNiemca.
-Takjakobiecywałem,sukinsynu,tymidłońmi,skurwielu.
Rozległsięgłośnyhuk.Światłonamomentprzygasło,azsufituposypałsię
tynk.
-Dosyćtego,dojasnejcholery!-wrzasnęłaMaria,któraniepostrzeżenie
powróciładoizby.Staławrozkroku,najejpoczerwieniałejtwarzymalowałsię
26