Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PiotrMrokRW2010
Lubelskamaskarakotempodwórkowym
-PowinniściedostaćOskara,tobyłopiękne.Wzruszyłemsię.Rockysięchowa.
Brawo-łysyzacząłklaskać-bis,proszę,jeszczeraz.Topoezja.Dlatakichchwilsię
żyje.
-Przestańpajacować.Myślałam,żejesteśdojrzalszy.
-Dojrzewanie
jest
nudne
inieprofesjonalne
-skwitował,
maszerując
wkierunkuleżącegoNiemca.Pochyliłsięnadniminiczymrzeczoznawca
ubezpieczyciel,szacującystratypopożarze,taksowałwzrokiemdziełoAndrzeja.
-Całkiemładniejaknaamatora-mruknąłcichoizłapałdogorywającegoza
ręce,apotemsprawnieuniósłdopionu.OczywiścieNiemiecchwiałsięnanogach
jakdmuchawiecnawietrzeigdybyniepomocłysego,wykonałbynatychmiastowy
padnaziemię.
GdyHansspocząłjużnałóżkupolowym,całkowicienieprzytomny,
prawdopodobnieumierający-aczniktsiętymspecjalnienieprzejął-pozostali
członkowiebandyzasiedliwokółstołu.Mariaporozkładałanaczyniaiponalewała
wszystkimzupy.TakżemnieiMarkowi.Łysy,kumojemuobrzydzeniu,ochoczo
poprosiłodolewkę.
-Posilmysięiwdrogę-rzuciłaMariaiztakimzapałemwzięłasiędo
pałaszowaniazupy,jakbytobyłżurekzSheratona.
Spojrzałemwmójtalerz.Dosmroduprzywykłem.Alezupawyglądałajak
gluty,wktórenarzygano,ipozwolonocałościzakrzepnąć.Niepotrafiłemjednak
odmówić.Zaczerpnąłemcieczynałyżkęizamknąwszyoczy,wsunąłemdoust.
Odziwo,niesmakowałatakźle,anawetdziwnieorzeźwiała.Pokilkułyżkach
poczułemsięwzmocniony,zaśodrazęzastąpiłozadowolenie.
Mareknieprzełknąłnawetjednejłyżki.Wpatrywałsięwprzeciwległąścianę
niczymwtelewizorplazmowy,naktórymlecifinałligimistrzów.
Trąciłemgowbark.
-Oprzytomniej,bierzłyżkęiwcinaj.
28