Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Zawszepisałeśosobie.
-Możemaszrację.Alechciałemoinnych.
-Najwyższapora.
-Żebysięzagłuszyć.
Wszystkotowyglądałonaegzamin.Ijaczułemsięjakmaturzysta.Aleprzecież
całeżycieczułemsięjakmaturzysta,najwyżejjakstudent.
-Noco,Rysiu-rzekłraptemHubert.-Czaschybaprzystąpićdorzeczy.
Rysioskinąłgłową.
-Cośpodpiszemy?-odgadywałemusłużnie,zerkającnaczarnąteczkę.
-Nie,tymrazemmamyinnąsprawę.Możety,Rysiu,zaczniesz?
-Mów,mów,skorozacząłeś-powiedziałskwapliwieRysio.
Jakieśgłupkowateciepłorosłowemnie.Machinalniesięgnąłempobutelkę.
ChciałemprzyokazjinalaćHubertowi.
-Dziękuję.Wystarczy-powstrzymałmniejakbyodrobinęoficjalnie.Aja
pomyślałem,żetoniedobryznak.
Właściwiewszystkomijedno.Jestemwolnymczłowiekiem,któryzawisłwysoko
nadtymmiastemizoddalizłagodnymzdumieniemprzyglądasiędziwnymludziom
orazichdziwnympoczynaniom.Bezmyślniewłączyłemstojącynastoletelewizorek.
Odezwałosięwyciewiatru,łopotjakichśpłócien,apochwiliwypłynąłzesrebrzystego
punkcikuobrazuroczyścieudekorowanegolotniska.Kompaniahonorowamarzław
poprzekekranu,jacyścywileosłanialisiępaltocikamiprzedwiatrem,anad
kompaniąinadcywilamiwzdymałysięjakżagleczerwoneflagiprzetkane
gdzieniegdzie,jakbywstydliwie,biało-czerwonymisztandarami.
-Właśnie-zdecydowałsięprzerwaćmilczenieHubert.-Dawnoztobąnie
rozmawialiśmy.
Odetchnąłem,wstydzącsiętegoodetchnięcia.Siadłemgłębiejwfotelu.
-Tak.Tracimyzesobąkontakt-powiedziałemtonemświatowca.-Acoraznas
mniej.
-Każdysobierzepkęskrobie-dodałRysio.
-Alejaobserwujęwasządziałalność.
-Jakatamdziałalność-machnąłrękąHubert.-Podtrzymujemytlącysię
płomyk.
-Tofakt.Mamwrażenie,jakbytenkrajnaprawdęumierał-rzekłem,nie
wiedząc,doczegoonizmierzają.
-Tylelatszarpaniny.Zestarzeliśmysię,skapcanieliśmy,wydająctenasze
półlegalnebiuletyny,periodyki,odezwy,któremałoktoczyta.Owszem,młodzież.Ale
młodzieżżenisię,płodzidzieci,kupujemałegofiata,wydzierżawiadziałeczkę,sadzi
pomidory.Zalewanasmieszczaństwo,sowieckiemieszczaństwo.
-Koniec.Mogiła-dodałRysio,nalewającsobiekielicha.
Przeznieszczelnedrzwibalkonowesączysięnapodłogęwoda.Powinienem
znaleźćścierkęizapobiecszkodzie,aletrochęmisięniechce,atrochęsięwstydzę
kolegów.Ciężkonamidzietamowa.Niesporoględzićosprawach,októrychmyślimy
całybożydzień,októrychnawetśnimywkiepskienoce.Kiedyśwyglądałotolepiej.
ByliśmydziećmiXIXwieku.OjcowienasinależelidoLegionówalbodoPOW,my
byliśmywAKalbowZWM-ie.Toznaczy,jaktodziśpowiedzieć,toznaczy,jaktopo
latachobjaśnić,toznaczy,tonicnieznaczy,dodiabła,wkońcówcenaszego
wspaniałegoXXwieku,wiekutyraniiirozpasanejdemokracji,głupkowatejświętościi
genialnegołajdactwa,skapcaniałejsztukiirozwydrzonejgrafomanii.
WidzęutkwionewemniezdroweokoHuberta.
-Słyszysz?-pyta.
-Tak,oczywiście.
8