Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Noprzytaknęłam,patrzącnaduszącegosię
ześmiechuAdka.Andrzejteżsięstraszniemęczy.
Ję​czałprzytym,żetrudnoza​po​mnieć.
Gośka!Mójbratchar​czał.
Ję​czał?do​py​ty​wałamama.
Aha.Adaśkazapytaj.Niemógłuwierzyć,żeszwagier
takpo​trafi.
Gośka,kur…
Adam!powstrzymałgotata.WdomuMalczyków
ni​gdysięnieprze​kli​nało.Dziwne,kurwa,nie?
JamożeciocięGrażynkęomaść,cotojej
pomogła,zapytam…Niezrażonamamajużwstawała
odstołu,żebydzwo​nićdosio​stry.
Nie,mamuś,nietrzeba.Uśmiechnęłamsię
nieszczerze.Pamiętasz:Andrzejjestlekarzem.Znalazł
świetnyma​sa​żernaswojądo​le​gli​wość.
Adambezsłowawstałodstołuiwy​szedłzpo​koju.
Tatapatrzyłnamniepoważnie.Oho!Onsięniedał
na​brać.Pie​przonyglina.
Co?burk​nę​łam.
Nieróbztatawariata.Pokręciłgłową.Oco
cho​dzi?
Wzru​szy​łamra​mio​nami.
DlaczegoAdaśwyszedł?zainteresowałasię
mama.Chodziotehemoroidy?Nibytonietemat
dorozmówprzystole,aleniewiedziałam,żesynuśtaki
wraż​liwy.
Ojciecwciążwbijałwemnieostre,policyjne
spojrzenie,odktóregosiedziskopodmoimtyłkiem
zaczęłosięjeżyć,wrzynająccholernieostreszpilkiw
szlachetnączęśćmojejosoby.Kręciłamsięnakrześle,
żebyjakośzniwelowaćtendyskomfort,aleojciecnie
odpuszczał.Westchnęłamijużotwierałamusta,
bywkońcupowiedzieć,cosięstało,gdyrozbrzmiał
dzwonekdodrzwi.Mamazerknęłanamnieznadzieją
ipoderwałasięzkrzesła,bezgłośniemówiąccoś,