Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spe​cjal​nieizro​biłko​lejnykrok.Mu​simypo​ga​dać.
Słyszałeś.Adamstanąłmiędzynami,zasłaniając
mnietymiswoimistuosiemdziesięciomapięcioma
centymetramiizdumiewającoszerokimibarami.Kurde,
bratchybaostat​nioćwi​czył.
Adam!Gośka!Ranyboskie!Ooooo,mama
nad​uży​wałaBo​żegoimie​nia.Byłoźle.
Tyleżejamiałamtochwilowowdupie.Olałam
rodzicielkęiponowniegrzeczniestarałamsię,żebyjej
zię​ciu​niopo​czułeks​cy​ta​cjęznad​cho​dzą​cejpo​dróży:
Spierdalaj.Wskazałamdrzwiiodwróciłamsię
dognojaple​cami.
Je​zusMa​ria!Znowumama.Sta​szek!
Przywołanyojciecpojawiłsięwtymsamym
momencie,wktórymmójnieuczącysięnabłędach
małżonekspróbowałzłapaćmniezaramię.Poczułam
tylkomuśnięcie,boAdekwykazałsięniesamowitym
refleksem.OdepchnąłAndrzeja,teżignorującświdrujący
krzykmatki.
Spo​kój!krzyk​nąłoj​ciec.
Mamabły​ska​wicz​nieuci​chła.
Stałamtwarządotaty,więczobaczyłam,jak
przywdziewaswojąmaskę.Pozornaobojętność.
Dystansichłód.Trzebagobyłodobrzeznać,żebysię
zorientować,jakieemocjebuzująpodtymcałym
zim​nem.Bobu​zo​wały.Wi​dzia​łamtowsza​rychoczach.
Mójtatobyłkiedyśjednymzlepszychgliniarzy
wśląskiejdochodzeniówce.Jegokoledzymawiali,żemiał
nosa.Instynkt,dziękiktóremubezbłędnierozwiązał
niejednąprawienierozwiązywalnąsprawę.Ichociaż
minęłosporolat,odkądodszedłnaemeryturę,wciążmiał
tocoś.Coś,cowjednymmomencie,wjednymtylko
spojrzeniupozwoliłomudostrzec,żejegoukochana,mała
córeczka,wktórejnadalwidziałdziewięciolatkęidącą
wbiałejkieccedopierwszejkomuniiuJanaChrzciciela…
żetamałacó​reczkazo​stałaskrzyw​dzona.