Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
aojciecnieprzestawałmilczećpatrzącznówwekran.Leszczyny
sprężynowałyprzyjemnie.Cieńszymgałęziomwolnobyłogodotykać,
grubszechwytałwcześniejipuszczałdopierowtedy,gdymiał
pewność,żegonieuderzą.
Zarysdomu,któregoniebyło,minąłszybciejniżzwykle.Nie
zatrzymałsięprzypryzmachzwęglonychcegieł,ciąłtylkopokrzywy
kilkomauderzeniamipodniesionegonadrodzekija.Kijzłamałsię
zresztąodtychwymachów,byłspróchniały;koraokrywałagojak
czarny,zetlałybandaż.Cisnąłresztkąkijamiędzypokrzywy,zktórych
unosiłsięterazkwaśny,mocnyzapach.Bojąsię,pomyślałMuszka
inawetprzezchwilęsięwahał,czyniezatrzymaćsiędłużej,rozejrzeć
zalepszymkijem,alboicofnąćpoleszczynę.Alezleszczynąbez
scyzorykasobienieporadzi.Prosiłnapoczątkulataoscyzoryk,
wlipcumiałurodziny.Leczwlipcuniktniemiałdotegogłowy.
Głowyichobojga,zupełniesame,milcząc,unosiłysięnadkuchnią,
nadpokojemMuszki,jaksylwestrowebalony.Leszczynądobrze
byłobysiecpokrzywy.Widziałjakchłopcy,naplażyzaprzystanią,
gonilisięśmiejąciuderzającnawzajempołydkachleszczynowymi
witkami.Naspalonejsłońcemskórzemieliciemnepręgi.Muszkaich
właściwieniewidział,aleonipokazywalijesobiewzajemnie,
zwrzaskieminiezrozumiałymzadowoleniem.Muszkapatrzył
natozeswegokocainawetnieudawał,żeczyta.Oninaniegonie
patrzyli,alezachowywalisięcorazhałaśliwiej,agresywniej.Był
pewien,żerobilitodlaniego.
Potembyłałąka.Łąkapachniemiodem,jakkupą,powiedziałprzy
obiedzie.Chciałusłyszeć,coodpowie.Jedlinapowietrzu,stół
wystawionodoogrodu.Łyżka,którąkręciławzupieszybkie,małe
kółka,zatrzymałasię.Przezchwilęczuł,żestaniesięcoś
nieprzyjemnego,leczłyżkapodjęłaokrężnyruch,choćzupabyła
owocowainietrzebabyłojejstudzić.No,tatwoja,usłyszał.Wydech
bezsłowa,skrzywienieust,uśmiech.Comoja,upierałsię,
zawiedziony.Wyobraźnia,dopowiedziałaunoszącłyżkę,naktórej
drżałaodartazeskórykulkamirabelki.
Kiedydoszedłdotegomiejsca,tego,któregonigdynienazywał
iniepróbowałopisaćtak,żebystałosięwjegomyślachczymś,