Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Oj,nie,nie,takniedarady.Matyldawestchnęła
iwłaśniechciałazacząćodnowa,kiedyusłyszałagłos
mamy:
Matyldo,obiad!
Odniutragiczny,dniurozpaczy,okońcuświata,który
nadciągasz!Orozpaczyznaczonałzamitotalności!
Oudręczonaprzepaścigoryczy!Zaraz,zaraz,jaktoszło?
Matyldanabrałaprzekonania,żechybacośpokręciła
wswoichstałychnarzekaniach.Niestety,zanimzdążyła
sięnadtymporządniezastanowićiwyrecytować
wszystkoodnowa,wdrzwiachpokojustanęłamama.
Najejtwarzyjakzwyklerysowałsięlekkiuśmiech,jednak
ręcetrzymałyzłowieszczytalerz.Matyldapomyślała
ozłejkrólowejibiednejŚnieżce.Tak,zpewnościąpodła
macochateżsięuśmiechała,trzymającwdłoniach
zatrutejabłko.Dobrze,żechociażkrasnoludki
uratowały.
Nowłaśnie,krasnoludki!Możewdomuznajdziesię
chociażjeden,malutki?Matyldawiedziałaoczywiście,
żezasadniczożadenkrasnalniejestduży,alegdybybył
tuchoćnajmniejszy,najchudszy,takamizerotka
maleńka...Wjechałbynabiałymkoniu,jakkrólewicz...
Nie,nie,gdziekrasnalnakoniu,raczejnabiałejmyszce...
Wyobraźniadziewczynkijużruszyłapełnąparą,niczym
rozpędzającasięlokomotywa.Awięcbiałamyszka
wbłyszczącejzbroi...Nie,byłobyjejzaciężko.Matylda,
nawetbujającwobłokach,potrafiłazachowaćzdrowy
rozsądek.Awięcniewzbroi,tylkozsiodełkiem.
Uroczym,maleńkim,wyrzeźbionymzorzechasiodełkiem,
naktórymsiedział...