Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Woooj-cieeech!
Westchnąłciężko,drżącąrękąodłożyłpędzelinajspokojniejszym
tonem,najakimógłsięzdobyćwtymmomencie,odparł:
–Jużidę,tato.
–Pospieszsiędocho-le-ry!–ryknąłojciec,wyraźnieakcentując
przekleństwo.
Synopłukałpędzel,odłożyłgonaswojemiejsce,wstałispojrzał
przezniewielkieoknowdrewnianejramie.Wiatrwiałitargał
gałęziamidrzew.Mężczyznamusiałsięuspokoić.Starałsięstłamsić
wsobiegniewiżal.Niedoojca,aledoświata.Niemógłsiępogodzić
ztym,żemusityleprzejść,zanimzostaniedoceniony.Tylepoświęcić,
wytrzymaćiznieść.Jednakwiedział,żewarto.
Dlaprzyszłości.
Dlasztuki.
DlaParyża.
Przezoknonastrychuwpatrywałsięwwyginanynawietrze
modrzew,aleoczamiwyobraźniwidziałswójwernisażwParyżu.
Tłumyeleganckoubranychgościtłoczącesięprzywejściu,mężczyźni
wstylowychgarniturach,kobietywwytwornychsukniachzwyciętymi
plecami,obwieszonedrogąbiżuterią.Oryginalnyszampan,ostrygi,
przekąskizczarnegokawioruipralinywróżnychsmakach
zprawdziwejbelgijskiejczekolady.Onsamubranywhorrendalnie
drogi,czarnyfrak,białąkoszulęibłyszczącelakierki,świeżo
wypastowaneprzezpucybuta.Unoszącysięwpowietrzusłodkizapach
drogichperfum.Słowapodziwu,zachwytu,towarzyskierozmowy
iśmiechy.Kobietywpatrzonewniegomaślanymioczami.Ikolejne
karteczkiprzyklejanenajegoobrazachznapisemvendu–sprzedane.
Cenyjegopraccztero-,pięciocyfrowe,rosnącezkażdąminutą…
–Gdziety,dokurwynędzy,jesteś?–Kolejnywrzask,zwyraźnym
akcentemnaprzekleństwo.
–Jużschodzę,tato.–Odetchnąłciężko.
Kiedyśtambędzie.Kiedyśgodocenią.Kiedyśzostanienastępcą
WojciechaWeissa.
Imożeojciecwreszciebędziezniegodumny.
PoranekwParyżuwyglądałbyzupełnieinaczej.Świeżoupieczony
croissantzmaślanąnutąiczekoladowymnadzieniem,pachnące
konfiturymalinowe,dotegoaromatyczna,świeżomielonakawa
zekspresu,awszystkopodaneprzezśliczną,młodąkelnereczkę.Ion,
siedzącywniewielkiejkawiarninazewnątrz,jakwszyscyparyżanie
–plecamidościanyitwarząwstronęulicy.Okrągłystolik,mnóstwo