Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Samateżchętnieprzeżyłabytakąekscytującąprzygodę.Wtedynie
byłobynicdziwnegowtym,żeportretgada.Iniebyłobywyrzutów,że
tozpowodualkoholu.
Alejestdobrąprzyjaciółką.Najlepszą.Zawszemogęnaniąliczyć
irozumiemysięznakomicie.Znamysięoddziecka,jestwięcwmoim
życiuwłaściwieodzawsze.Terazpewnieteżsiedzinatymszpitalnym
korytarzuiczekanamnie.KochanyBasiorek,uśmiechnęłamsięciepło
namyśloniej.MójkochanyBasiorek.
Irzeczywiście,czekaławiernie.Poderwałasięnamójwidok
zwąskiejławeczkidlaodwiedzającychiniecierpliwieczekała,aż
pielęgniarkapomożemiprzenieśćsięzwózkanamojełóżko.
—Ijak?Jakbyło?Bolało?Bladajesteś…—Zasypałamnie
gradempytań.
Opadłamzmęczonanapoduszkęinaprzemiankiwałamgłowąalbo
przewracałamwymownieoczami.
—Nopowiedzcoś!
—Bolałojakcholera—wystękałamwreszcie.—Iwnocymoże
boleć.
—Aterazboli?—dopytywała.
—Boli,takpulsuje—poskarżyłamsię.
—Mojebiedactwo!—Baśkawreszcieużaliłasięnademną.
—Terazbędziejużtylkolepiej.Alecisięprzytrafiło,nonormalnie
pech!Acomówiłpiękny?
—Piękny?—Niezrozumiałam,okogojejchodzi.
—Nooo,tenlekarz—wyjaśniła.
—A,notak.Mówił,żewszpitaluzostanękilkadni,boranajest
wtrudnymmiejscuibędzieproblemzgojeniem.Trzebaobserwować.
Powiedział,żetomożepotrwaćnawetczterytygodnie,wyobrażasz
sobie?
—Wszpitalumaszleżećczterytygodnie?—Byłaprzerażona.
—Nocoty!Chybanie…—Też
sięprzestraszyłam.