Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
comuzrobiła,odpuściłbysobiepogoń.Zostałby
wmieszkaniu.Wciepłymłóżku.Obokczłowieka,
doktóregozaczynał…Nowłaśnie,cozaczynał?Coś
doniegoczuć?Przywiązywaćsię?Względemktórego
stawałsięzależny?
Niepomyślałgorączkowo,unoszącwzrok
naśpiącegoAdama.Onprzecieżnigdyodnikogonie
zależał.Niepotrafiłteżczućnicwięcejpozapożądaniem.
Tympalącym,alepłytkimuczuciem,któresprawiało,
żezawszetylkobrał,niedającnicwzamian.Zawsze
tylkobrałdomomentu,gdyniepozostawałonicpoza
zgliszczami.Nicpozaruinamiosób,któremuzaufały.
Adamzasługiwałnawięcej.Przedewszystkim
naspokójibezpieczeństwo,któreonmógłmupodarować
znikajączjegożycia.Boprzecieżdziękitemunietylko
odciągałodniegoIwonę,któranapewnochciała
dokończyćto,czegonieudałojejsięwpełnidokonać
wlistopadzie.Równieżniwelowałwszelkieniedogodności,
jakiewiązałysięzichznajomością.Niedogodności
szczególniekłopotliwedlaAdamaAleksandrowicza
corazjaśniejświecącejgwiazdywrocławskiej
dochodzeniówkiktóryniemógłsobiepozwolić
naromanszgangsterem.Zmężczyzną.
Ciągnięcietego,copowolipojawiałosięmiędzynimi,
niemiałowięcsensu.Jegowyjazdstanowiłnajbardziej
racjonalnerozwiązanie.Możenienajmniejbolesne,ale
zatoskuteczne.Skuteczneiniepomiernietrudne.Tak
cholernietrudne…dodałwmyślach,obserwując,jak
Adamprzeciągasięwłóżku.
Policjantobróciłsięnadrugibokiobjąłciasnokołdrę,