Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sądzącpochłodzącejsięwkublelodubutelce
kosztowałmajątek,alewedługniegosmakowałjak
szczyny.
Szczupły,szpakowatybrunetodprawiedwóchgodzin
przeglądałlokalnąprasęi,cogorsza,nadalniktmunie
towarzyszyłwtymprzedpołudniowymrytuale,więc
KonradGronczewskiksiążęwrocławskiegopółświatka
ibyłyżołnierzLegiiCudzoziemskiej,którywczasach
służbyzawodowośledziłludziniebyłwstanie
dowiedziećsięoswoimceluwięcejniżto,cojużonim
wiedziałprzedprzyjazdemdotegomiasta.
NiechcięszlagmruknąłdosiebieKonrad
iponownieupiłłykkawy.
Wybranyprzezniegostolikznajdowałsięwpierwszym
rzędzie,zarazprzychodniku.Gronczewskimiałwięc
doskonaływidoknacałyPortHercule,iżebysięuspokoić,
znówspojrzałnajegoszmaragdowewodyodbijające
wolneodchmurniebo.
Wmarinienieprzerwaniekołysałysięleniwiejachty
iżaglowce.Miarowydźwiękolinowaniauderzającego
omasztyprzebijałsięprzezszumprzejeżdżającychulicą
samochodów.Odgłosomtymwtórowałypokrzykiwania
zniecierpliwionychmew.Wieczniegłodne,latałynad
portem,sprawdzając,czymożeudaimsięukraśćcoś
zestolikówlicznychkawiarniibarówokalającychmarinę.
Znałtodziwnepaństwo-miastocałkiemdobrze.Jego
typowyzapachcharakterystycznąmieszankęwoni
morskiejwody,unoszącejsięwpowietrzurazemzbryzą,
suszącychsięnasłońculin,rozkładającychsięryb,
drogichperfum,spalinirozgrzanegoasfaltu.Znałtutaj