Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spływałystrumieniełez,aonmiałnasobiegarnitur
odznanegolondyńskiegokrawca.
Nagleprzestałapłakaćizesztywniała.Chwilępotem
poczułcharakterystycznyzapach.Rozejrzałsię
popokoju,szukającmiejsca,naktórymmógłby
jąpołożyć.Naszczęściewłaśniewtejchwiliwróciła
Devin.
–Grzecznadziewczynka!–zawołałapogodnym
tonem,biorącdzieckozjegorąkiprzytulając
jedopiersi.–Aha,niepróżnowała!Ciociazarazzmieni
cipieluszkę.Czymożeszmipomóc?–spytała
zdrwiącymuśmiechem.
Lucasodruchowopostąpiłkrokdotyłu.Mógłpoliczyć
napalcachjednejrękisytuacje,wktórychzdumienie
odebrałomugłos,jakteraz.
–Skoroubiegaszsięoprawodoopieki,powinieneś
korzystaćzkażdejokazjidonabraniawprawy–dodała
Devin,tłumiącwybuchśmiechu.–Czyżbyśnie
zamierzałjejprzewijać?
–Niesądzę,żebytobyłokonieczne.Jeśliwygram,
wynajmętylenianiek,ileuznamzastosowne.
Devinzręczniezmieniłapieluszkę,apotempodała
dzieckubutelkęzsokiem.Ameliaprzycisnęłajądoust
izaczęłachciwiessać.
–DlaczegostaraszsięoprawodoopiekinadAmelią?
–spytałaDevin,wygładzającpoplamionypodkoszulek.
Skromnystrójnieukrywałjejznakomitejfigury.
Chodziłaboso,więcwydałamusięniższaniżpodczas
pierwszegospotkania.Aledostrzegłjejzgrabnenogi,
płaskibrzuchikształtnyzarysbiustu.
–Onanależydonaszejrodziny.Nosinazwisko