Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Doskakiwała,kucałanatychswoichcienkichnóżkach,
prawiesięwiłapopłytachchodnika.Jednymsłowem,
najnormalniejwświecierobiłazniegokretyna.
Miałobyćjednozaprotestował.
Groźny,dobrze…mamrotałajakwtransie,zupełnie
nieprzejmującsięjegozdenerwowaniem.Świetnie.
Tatwojanabzdyczonaminatobędzieprzebój.Ateraz
uśmiech.Aprzynajmniejspojrzyjuwodzicielsko.
Skądsiętakietupeciarynatympadolebiorą,Cezary
niemógłzrozumieć.
Błysnąłzębamiwprzeszczerejodsłoniedziąsełi…
Cosiędzieje?
Zobaczyładucha?
Chudaoszustkanarazskamieniała.Powoliopuściła
aparat,nieprzestającwpatrywaćsięwwieżę,awjej
wielkichoczachodbiłosięprzerażenie.
Ktośspadł!wykrzyczaławstrząśniętairuszyła
pędemdobramy.
Raczejnierobiłasobieżartów,ajeślitak,miaławielki
talent.Zagranietwarząpodobnegowzburzenia
gwarantowałobyjejzdanieegzaminudoszkołyaktorskiej,
itowpierwszejtrójce.
Obejrzałsię,aleniczegociekawegoniezobaczył.
Wtejsamejchwilinadziedzińcuprzedkruchtą
zawrzało.
Nierozróżniałposzczególnychsłów,alechyba
faktyczniecośsięstało,boharmiderdałsięsłyszeć
nawettu.Zaintrygowanypodszedłdoschodów,skądmiał
doskonaływidoknaplacprzedwejściemdobazyliki.
Mijającbramę,usłyszałkrzykikobiet.
Lekarza!
Onnieżyje!
Wiernitłoczylisięprzywejściunamałydziedziniec
pomiędzywieżąabudynkiemPokoiKrólewskich,
zasłaniającmiejscenajwiększejkotłowaninyzwartąmasą