Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wybraćstrójnadzisiejszespotkanie.Wyciągnęłamszary
sweteriprzyłożyłamgodosiebie.Spojrzałamwlustro
istwierdziłam,żebędęwnimprzypominaćworek
nakartofle.Resztaubrańwyglądałapodobnie.Dopiero
wtymmomenciezorientowałamsię,jakimam
beznadziejnystyl.Ankawielerazymitosugerowała,ale
różniłyśmysiępodkażdymwzględem.Jazawszelubiłam
stonowanekoloryiprostekroje,onazaśfalbany,
kolorowewzoryidodatki,któreczasemwyglądały,jakby
ukradłajeCygancewróżącejzrękiprzydworcugłównym.
Wygrzebałamzczeluściszafyzielonysweteropadający
najednoramię.Dotegowłożyłamczarnedzwony,które
ostatniokupiłam,ibotkinaniewysokimobcasie.
Przejrzałamsięwlustrze.Wydawałomisię,żedobrze
wyglądam.Wydawało,bonigdyniezwracałamspecjalnej
uwaginawygląd,atymbardziejnato,jakktochodzi
ubrany.Zwłaszczawtakąpogodę.Miałomibyćpoprostu
ciepło.Wzięłamostatniłykkawyinarzuciłamnasiebie
płaszcz.Mateuszjużczekał.Kiedymniezobaczył,wyszedł
zautaiszerokosięuśmiechnął.
Todlaciebiepowiedział,wręczającmiróżę.
Dziękujęodpowiedziałamniecospeszona.
Ostatnirazdostałamkwiatkawliceum.Nadodatek
odswojegotaty.NaDzieńKobiet.
Mateuszwyprzedziłmnieiotworzyłmidrzwi
samochodu.Byłzniegoprawdziwydżentelmen.
Togdziejedziemy?zapytałam.
DoTychów.Jesttamświetnarestauracja.Mateusz
przekręciłkluczykwstacyjce,asilnikjegosamochodu
wydałgłośnydźwięk.