Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kiedylekkouniosłempowieki,niewpatrywałemsięjużwostre
światłosufitowejlampynadsobą,leczskierowałemwzrok
nanieznajomą,którastaławnogachłóżka.
Miałajasne,niewiarygodniedługiewłosy,sięgającejejdotalii,
ikolorowąbluzkęzewzorem,którydodatkowopotęgowałmójból
głowy,dotegołańcuszekzciężkimniebieskimwisiorkiemnaszyi.
Oparłasiędłońmiometalowąramęłóżkaipodczasgdyjamierzyłem
wzrokiemtęczęśćjejciała,którąmogłemdojrzećzeswojej
miejscówki,zdawałomisię,żeonaaninachwilęnieodrywawzroku
odmojejtwarzy.Najejszyiwidniałyjakieśczerwoneślady,ale
zoddaliniemogłemsięimdokładniejprzyjrzeć.Kiedyznówdotarłem
dotwarzyidostrzegłemnieufnywyrazjejjasnobrązowychoczu,kąciki
ustmimochodempodjechałymidogóry.
–Witaj,aniele!
Boże,mójgłosbrzmiałtaksuchoichropowato,jakbympołknąłnie
tylkożabę,aleodrazucałystaw.
Chciałemsiępodrapaćpotwarzy,alemójruchnapotkałopór.
Porazpierwszyrozejrzałemsiędookoła.
Zacząłmnieogarniaćstrach.Itoniedlatego,żeleżałemnałóżku
podcienkąkołdrąibyłemcałyubranynabiało–aledlatego,żebyłem
związany.Ktośprzywiązałmniedołóżkazanadgarstkiikostki.Co,
ulicha?
Sercezabiłomiprędzej,adotychczasowerównomiernepikanie
wtleprzyspieszyłoisięwzmogło.Przytłaczająceuczucieścisnęło
mniewpiersiigardle.Obudziłemsięwobcymmiejscuprzywiązany
dołóżka.Takiecośusprawiedliwiapanikę.Nawetwielkąpanikę.
Zmusiłemsięjednak,żebygłębokoodetchnąć–raz,dwa,amoże
nawettrzyrazy,potemznówpodniosłemwzrokiutkwiłem
gowmłodejkobieciewnogachłóżka.
–Trochęinaczejsobiewyobrażałemnaszezabawywwiązanie,
ale…okej.
Zerouśmiechu.Niedrgnęłyjejnawetkącikiust.Wszystko