Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wskazywałonato,żemamdoczynieniaztwardymidośćkiepsko
usposobionymbabskiem.Alewzasadziebyłomiwszystkojedno.
Miałemwrażenie,żetylkotegotyputekstypowstrzymująmnie
chwilowoprzedpopadnięciemwcałkowityobłęd.
–JestemRoxy–przedstawiłasię.
Jejsłowomtowarzyszyłmelodyjnyakcent.Akcent,którego
wcześniejniesłyszałeminiedokońcaumiałemgoprzyporządkować.
Skądbyła?Albo–coowieleważniejsze–gdziemyterazbyliśmy?
–Kimjesteś?–spytała.
–Nazywamsię…–zacząłemautomatycznie,poczymurwałem,
bowgłowiemiałempustkę.Zmarszczyłemczoło,intensywniesię
zastanawiając,starałemsięzaserwowaćjejjakąśodpowiedź,ale…nic
anicmisięnienasunęło.Kurna,kimjabyłem?Jakmiałemnaimię?
Muszęchybabyćwstanieprzypomniećsobieswojeprzeklęteimię!
Znówniecogłośniejrozległosiępikanie,wydawaneprzezmonitor
pomojejlewej.JednocześnieRoxystukałapalcamiwramęłóżka,
alicznepierścionkinajejpalcachuderzałyometal.Razzarazem.Ten
dźwiękniczymrozpalonastrzaławrzynałsięwmojąjużitak
zmaltretowanągłowę,wktórejmałepaskudneskrzatyurządzałysobie
właśnieimprezę.
–Stop.
Przestałaizaskoczonauniosłabrwi–byłyniecociemniejsze
istanowiłyciekawykontrastwstosunkudojejjasnychwłosów.
–Tenhałas–wymamrotałemichciałemsiępodrapaćpoczole,ale
znówmisiętonieudałozpowoduwięzów.–Boże,tonaseriojest
okropne.Mogłabyś…?–Wskazałembrodą.
Roxyzdawałasięsceptyczna,odchyliłasięjednakibadawczo
popatrzyłanalewo.Zapewnenadrzwi,którychjaniemogłem
dostrzec,bozasłaniałjeparawanrozstawionyobokłóżkaprzezjakąś
dobrąduszę.Podrugiejstroniestałakolejnaściankadziałowa,tak
żeniedałosięzobaczyćokna.Pomieszczenierozświetlałatylko
lampkanadmojągłową–wydawałamisięmalutka,choćrównie