Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
MaciejŻytowiecki:MójprywatnydemonRW2010
RozdziałI–Całemnóstwomartwychludzi
Miejscewyrwanezkoszmarów.Miękkieodwilgociścianytojegotrzewia,a
nadgniłeciałoleżąceprzedemnątojegoniestrawionyposiłek.
Podłogaporuszasięwrytmkrokówciężkichpolicyjnychbutów.Pokójpulsuje,
jakbyoddychał,ajegosmrodliwetchnieniewdzieramisięwnozdrza,pomimo
rozsmarowanejnadwargąnafty,iwywołujezawrótgłowy.
Ekipakończyzabezpieczanieśladów.Zwijająsięjakwukropie,niemogąc
doczekaćchwili,kiedybędąmogliwyjśćnaświeżepowietrze.Jakiśkrawężnik
potrącamnienibyprzypadkiem,burcząccośpodnosem.Łapięgozarękawi
przyciągamblisko,jakdopocałunku.Patrzywściekle,dopókinaszespojrzeniasię
nieskrzyżują.Wtedyspuszczawzrok.Szarpie,próbującsięwyrwać,alebez
przekonania.Naglejestspocony,nagleprzestraszony...Biednyfrajer.Może
nienawidzićmniejakreszta,alenicnieporadzinato,żeznowujestemwsiodle.
Znowupracujęijatutajrządzę.
–Przepraszam,szefie–dukawkońcu,podnoszącgłowę.Szukamwjego
oczachszczerości,alenicniemogęwyczytaćztychmałych,czarnychpunkcików
wielkościgłówkiodszpilki.Mamochotęzdzielićgoprzezłebjakrozkapryszonego
brzdąca.
–Doroboty,anieplątaćmisiętu–cedzęprzezzęby.
Odpychamgnojanabokiniepoświęcammuwięcejuwagi.
Kolejnyzawrótgłowyi...
Czujętendreszcznaplecach.Symptomysąażnazbytznajome.Onzaczynasię
budzić.Chcewyślizgnąćsięspodciepłegokocaciałaimetalicznymgłosem
wydawaćrozkazy.Podrygujeniespokojniewmoichbebechach,ażczuję,jak
4