Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Uważaj,bowtychbutachzabijeszsięnaprogu!krzyczy
zamnątata.Zajętyjestczymśwkuchni.Gdybymiałczas,pewnie
znowurzucałbydocinkami.Czasamizachowujesiętak,jakbychciał
mniezamknąćwklatce,najlepiejwnajgorszymdresie.Żeby
przypadkiemżadenchłopaknamnieniespojrzał.
Wsamochodziewiercęsię,jakbyatakowałomniestadomrówek.
Drogajestdlamniewiecznością.Cochwilęprzychodząesemesy
odKonrada,którypytaospotkanieinierozumie,dlaczegodzisiajnic
ztego.Nieusłyszałamżadnychprzeprosinzawczoraj,bowedług
niegonicsięniestało,anachalnenamawianiemnienaseksiobrażanie
mojejrodzinytoprzecieżnictakiego.
KubadogadałsięzMarcelem,żebędzieczekałnaparkingu,więc
tamteżsięzatrzymuję.
Odrazuwysiadam,niezwracającuwaginato,żewiatrmiota
moimiwłosami.Rozglądamsiędookołaimrużęoczy.Opieramswoje
zdenerwowaneciałoosamochód.Wyciągamzkieszenimentosy,które
zawszenoszęprzysobie.Wkładamjednegodobuzi.Tozawszemnie
uspokaja.
Wiatrtańczytangozmoimiwłosami,alenieprzejmujęsiętym.
Stojęprosto,choćzezdenerwowaniapocąmisiędłonieiprzytym
niezwyklezimne.KażdamyśloMarcelutojedenskurczmoich
biednychwnętrzności.Adawysiada,dołączadomnie.Mocniejotula
sięswetremiwykrzywiatwarzwgrymasie.
Tozbrodnia,żebywczerwcubyłotakzimnogdera.
Kiwampotakującogłową,boniepotrafięwykrztusićzsiebieani
słowa.Obserwuję,jakKubaprzytulaswojąnarzeczoną.Wyciąga
domnierękę,zapraszającdowspólnegoprzytulasa,aleodmawiam.
Takjestdobrze.Ignorujęwibracjewswojejkieszeni,bowiem,
żetoKonrad.Jeślisięnieodzywam,zawszedzwoni.
Kiedyjużodniezliczonejliczbywyssanychcukierkówbolimnie