Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Schodzęnadół.Tatuśmierzymniewzrokiemimruczycośpod
nosem.
–Comówiłeś?–dopytuję.Rozweselonamamaprawiedusisię
jedzeniem.Najwyraźniejudałojejsięusłyszeć.
Nierozumiem,corobitakwcześnienanogach,skoroteraz
praktyczniecałyczaspracujewdomu.
–Ciąglesięzastanawiam,czyniepopełniłembłędu,zatrudniając
cięusiebie–wyznajetatazewzrokiemskupionymnamojejtwarzy.
–Dlaczego?
Rety,coonznowuwymyślił?
–Pewnieterazliczywmyślach,ilujesttampracownikówponiżej
trzydziestegorokużycia.–Mamasięśmieje.Widzę,żedobrzesię
bawi,iuświadamiamsobie,żezarażamnietąradością.Tatazerka
naniązczułością.
–Toniejesttakieproste,Alicjo.Skorourodęmapotobie.
Mamauśmiechasięlekkoikręcigłowąnatejegosłowa.
–Maszsięznikimnieumawiać–słyszęszorstkieprzykazanie
iledwiepowstrzymujęsięodprzewróceniaoczami.Wzdychamciężko
izabieramsiędojedzenia.Całytatuś.
Kończymyśniadanieiwsiadamydosamochodu.Ojciecdaje
mikluczyki,alepodrodzemuszęwysłuchaćjegouwagdotyczących
mojejjazdy.Dowiadujęsię,żejestemnieostrożnaionsięboizemną
jeździć.Pozatymktomidałprawojazdy?Onmusimniedoszkolić.
Parkujępodfirmąwasyściejego„jeszczetrochęwlewo,teraz
wprawo,jakkrzywo,wyprostujto”.Nadzisiajmamdosyć.
Wchodzimydośrodka.Napytanie,cobędęrobić,otrzymuję
wymijającąniecoodpowiedź,żemałoistotnerzeczy,napoczątek.
Okej,mogąbyćmałoistotne.
Tużpowyjściuzwindydopadadonasjakiśfacet,naoko
trzydziestoletni.Jego„panieprezesie”jesttaksłodkie,żeażmnie