Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tesameksiążki.
–Tak,napewno…NapewnouwielbiaJaneAustin
–przewróciłamoczami.–Mówiłaś,żeileonmalat?–oczywiście
wiedziałamto,matkaopowiadałamionimioWilliamieodmiesięcy,
ajednak,cowydawałomisiębardzoznaczące,tencałyNicknie
znalazłokazji,żebyprzyjechaćdonasimniepoznać.Zmuszaniemnie
dozamieszkaniaznowąrodziną,którejczłonkównawetnieznałam,
tobyłajednakprzesada.
–Jesttrochęodciebiestarszy,aletyjesteśbardzodojrzałajak
naswójwiek.Napewnoświetniesiędogadacie.
Noteraztopróbowałamniepodejść…„Dojrzała”…
Popierwsze,niemiałampewności,czytosłowofaktyczniemnie
definiuje,apodrugie,powątpiewałam,czyniezależnie
odwszystkiegojakiśprawiedwudziestodwuletnichłopakbędziemiał
ochotępokazywaćmimiastoiprzedstawiaćmiprzyjaciół.Oczywiście
gdybymjawogólechciała,żebytorobił,toprzedewszystkim.
–Jesteśmynamiejscu–zakomunikowaławpewnymmomencie
matka.
Rozejrzałamsięizobaczyłamwysokiepalmyimonumentalne
rezydencjepooddzielaneodsiebieszerokimiulicami.Każdydom
zajmowałconajmniejpółprzecznicy.Byłytamdomywstylu
angielskim,wiktoriańskim,atakżewielenowoczesnychbudynków
zeszklanymiścianamiirozległymiogrodami.Zaczynałambaćsię
corazbardziej,gdyzdałamsobiesprawę,żeimdłużejjechałyśmy
tąulicą,tymdomystawałysięwiększe.
Wkońcudojechałyśmydowielkiej,wysokiejnatrzymetrybramy
i,jakbynigdynic,matkawyciągnęłazeschowkapilotainacisnęła
guzik,abramazaczęłasięotwierać.Ponownieruszyłyśmy.
Zjechałyśmywdółdrogąotoczonąprzezwysokiesosny,które
roztaczałyprzyjemnyzapachwakacjiimorza.
–Naszdomstoiniżejniżresztazabudowań,dlategomamy
najlepszywidoknaplażę–powiedziałazszerokimuśmiechem.
Odwróciłamsięwjejstronęimiałamwrażenie,żepatrzęnaobcą
osobę.Czynaprawdęniezdawałasobiesprawyztego,gdziesię
znalazłyśmy?Nierozumiała,żetowszystkojestdlanaszbytduże?
Niemiałamczasu,żebywypowiedziećtepytanianagłos,
bowkońcudojechałyśmydodomu.Byłamwstaniewydusićtylko
dwasłowa.
–Omatko!
Dombyłcałybiały,zwysokimdachempokrytympiaskowożółtą