Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Mazasobąciężkidzień,pracowałnapierwszejlinii,ajeślisięchociaż
trochęniewyśpi,niebędziewstanieniczrobić.AleMonaporadzi
sobiesama,madoświadczenie.
Spoglądanakartęwiszącąwnogachłóżka,chłopiecmanaimię
Adam.Najegotwarzyodcinająsięwyraźnekościpoliczkowe,
charakterystycznedlaczłonkówgórskiegoplemienia.Ranaciągle
krwawi,potrzebujenowegoopatrunku.Chłopakjęczyipatrzywjej
stronę,aleoczymazamglonezbólu,pewniewogólejejniewidzi.
Jegotwarzjestzlanapotem.Monawzdycha,kładziemunaczoło
świeżyokład.Onwyciągadoniejrękę.Pozwalamusiędotknąć,jego
palceniespodziewaniesplatająsięzjejpalcami.Jegodłońniemal
parzy,bijezniejgorączka.
Wszystkobędziedobrze,AdamiezapewniakojącoMona.
Straszniebolijęczy.
Monakiwagłową,notak,każdywszpitaluwie,żetostrasznie
boli.
Niechmipanipomoże.
Jakmamuwytłumaczyć,żekluczodniemalpustejszafki
zopioidamimaprzysobielekarzdyżurny,którywłaśnieśpi?
Wstydźsię!fukananiąstarszymężczyznazłóżkaobok,
wspierającsięnałokciu.Cichłopcyryzykujążyciem,dzielnie
walczą,zaciebieteż!Tracąkończyny,życietracą.Atypozwalasz,
żebycierpiałjakzwierzę!Hańba!
NiechsiępanuciszysyczyMona.Budzipanpacjentów.
Marszczyczołopodczepkiem.Zkieszeninapiersiwyjmuje
termometr,uważnienaniegospogląda.Potemdelikatniewsuwa
goAdamowipodpachę.
Pićjęczychłopak.
Monawślizgujesiędopokojulekarskiegokanciapyzestolikiem,
rozchwianymkrzesłemipojedynczym,poobijanymłóżkiem.Przez