Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
WDNIU,WKTÓRYMPRZYWIEŹLINASDOTHURMOND,padałdeszcz.
Padałotakżeprzezcałynastępnytydzień,apotemprzezjeszcze
kolejny.Byłtotenrodzajlodowategodeszczu,który,gdyby
temperaturaspadłaopięćstopni,natychmiastzamieniłbysięwśnieg.
Obserwowałam,jakkroplewodywijącymisięstrużkamispływają
poszybieautobusu.Gdybymsiedziałaterazwsamochodzierodziców,
śledziłabymtekrętetory,błądząckoniuszkiempalcapochłodnej
szybie.Terazjednakręcemiałamzwiązanenaplecach,amężczyźni
wczarnychmundurachupchnęliczworoznasnajednymsiedzeniu.
Niebyłotunawetmiejsca,żebywziąćgłębszyoddech.
Ciepłowydzielaneprzezponadstociałsprawiło,żeszybyautobusu
zaszłymgłąizamieniłysięwparawan,któryodizolowałnasodświata.
Późniejszybyjasnożółtychautobusów,którymizwożonodzieci,
zamalowanoczarnąfarbą.Naraziejednakniktjeszczenatonie
wpadł.
Wtrakcietejpięciogodzinnejjazdysiedziałamnajbliżejokna,więc
kiedytylkodeszcznachwilęsięuspokajał,dostrzegałamskrawki
mijanegokrajobrazu.Wszystkowydawałomisiętakiesamozielone
farmy,niekończącesiępołacielasów.Miałamwrażenie,żewciąż
jesteśmywWirginii.Siedzącaobokmniedziewczyna,którąpóźniej
zaklasyfikowanojakoNiebieską,wpewnejchwilimusiałarozpoznać
mijanyznak,ponieważnachyliłasiędomnie,żebymusięlepiej
przyjrzeć.Miałamwrażenie,żeskądśznam…Możemieszkała
wmoimmieście,amożepochodziłazsąsiedniejmiejscowości.
Wydajemisię,żewszystkiedzieciwokółmniepochodziłyzWirginii,
alemogłamsiętegojedyniedomyślać,ponieważwautobusie
obowiązywałatylkojednazasadazasadazachowaniabezwzględnej
ciszy.
Poprzedniegodniazabranomniezdomuiwrazzinnymidziećmi
nacałąnocumieszczonowjakimśmagazynie.Pomieszczenie,
wktórymnastrzymano,zalanebyłodziwnąjasnością.Posadzononas
wgrupcenabrudnejbetonowejpodłodzeiskierowanonanasjaskrawe
światłotrzechreflektorów.Niepozwolononamspać.Oczytakmocno
łzawiłymiodkurzu,żeniewidziałamspoconych,bladychtwarzy