Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
SalonikgenerałowejBolinowskiejwmodrzewiowymdworku
oświetlononastrojowo.Tegolutowegorozgwieżdżonegowieczoru
mrózniemiałdostępudokobietzgromadzonychwokółopalanego
buczynąkominka.Dodatkoweciepłoroztaczałydobresercazebranych
pań.Nastolikupiętrzyłysiępaterypełnewyśmienitychwypieków
tłustoczwartkowych:pulchnychpączkówzróżą,drożdżowych
pampuchów3,rumianychracuszkówiposypanychdelikatnym
cukrowympuchemfaworków.
3Pączkizdrożdżowegociastagotowanenaparze,podawanenaciepło.
–Jakdobrzewaswidzieć.TożodGodównieudałonamsięruszyć
zArkadii,tyleconaostatnitydzieńdoFranopola.Alistytonie
wszystko–radowałasięAntoniaBolinowska.–Mamacieszysię
dobrymzdrowiemidziświeczórbawiwnuczka,bymmogłazwami
spokojniepogawędzić.
–Wtwoimstanietakiosiadłytrybżyciajestnawetwskazany,aty
jeszczeredutę4organizujesz–wtrąciłaksięgarkaJasnowska.
4Zabawakarnawałowazprzebieraniem,maskarada.
–MówiszzupełniejakAleksander,Adelciu,asamamipowtarzałaś,
żeciążatoniechoroba.Cóżtozapraca:zaplanowaćbal?Tylkoręka
zabolałaodpisaniazaproszeń–zaśmiałasięAntonia.
–Acomówidoktor?–spytałacichutkoCecylia.
–TużpoWielkanocypowitamnaświeciemojedrugiedzieciątko.
Wyprawkajużprawiegotowa.Długiewieczorysprzyjająrobótkom.
–Antoniauśmiechnęłasiętajemniczoimarzycielsko.
–O,tak.NiechajAndrzejekpodrośnie.Zobaczysz,jakszybkorwą
sięporteczkinakolankach.GdybynieJózkadopomocy,toprzez
wybrykiWicusiajużdoksięgarniwcalebymniezaglądałaipanmąż
zapracowałbysięnaśmierć–żartowałaJasnowska.
–AJózkamaadoratora!–krzyknęłanagleJustysiaWoldańska.
–Justysiu!–zrugałająciotkaTeresaSkotnicka,kołysząca
wramionachmałegoKarolka.
–No,aletoprawda.TerminowystolarzodRaabegoprzychodzi
doniejwzaloty.NaGodycukierkówjejkupił,aponiedziałkiemidą
natańce–streściłaoburzonanastolatka.
–NaszRaabedobryinteresrobinaWoli.WielatejbiedotyzŁusek
madziękiniemucodogarnkawłożyć.NawetaptekarzowaOstrowska
popierajegoprzemysłowezapędy.–Jasnowskaniepodjęłatematu