Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Armando
Większośćludziniecierpiałoponiedziałków.Janienależałem
dowiększościludzi.Niemiałemproblemuzwczesnymwstawaniem.
Każdypracowałnawłasnysukces.Amiećdwadzieściaosiemlatibyć
parlamentarzystą,członkiemjednejznajwiększychpartiiwHiszpanii
stanowiłonieladaosiągnięcie,itoniejedyne,jakimmogłemsię
pochwalić.Nigdynieosiadłemnalaurach,tylkopodejmowałemcoraz
tonowszeitrudniejszewyzwania,tymsamympiąłemsięnaszczyt.
Dziśczekałmniekolejnyważnydzieńwżyciupolityka.
Najpierwjednakkawa.
ZawszeprzedpracązatrzymywałemsięwBlueCafé,mojejulubionej
kawiarniwmieście.WMadryciemożnabyłoznaleźćichsetki,
jajednakodlatpiłemsamą,lubiłemswojeprzyzwyczajenia,
aczarnakawaidealniepobudzałamnieprzedtrudnymdniem.
Wszedłemdośrodka,chowającręcewkieszeni,widząc,żeprzede
mnądwieosobywkolejce.Niespieszyłomisię.Naspokojnie
rozglądałemsiępownętrzu,agdytomisięznudziło,zająłemsię
przeglądaniemswojegotelefonu.Zawszemusiałemwiedzieć,codzieje
sięnaświecie.WdobieInternetusprawowanieurzędupolitycznego
potrafiłobyćzarównołatwiejsze,jakitrudniejsze.Szybszyprzepływ
informacjipozwalałowszystkimwiedzieć,alewystarczyłachwila
nieuwagiimożnabyłozostaćwtyle.Natoniemogłemsobie
wżadnymwypadkupozwolić.
Zajętyczytaniemartykułu,nieodwracałemwzrokuodekranu
swojegosmartfona,pókiniezostałemdotegozmuszony.Czując
szturchnięciewramię,syknąłempodnosem.Nieznosiłemtłumuludzi,
tego,jaksięprzepychalialbospieszyliiniepatrząc,gdzieidą,wpadali
nainnychtakjakteraztaosoba.Okropność.