Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1
BROOKLYN
Nie,źletorobisz.Musiszspojrzećpodświatło.Matt
chwyciłszkiełkoiuniósłjewtakisposób,bypromienie
słońcarozjaśniłybutelkowązieleń.Widzisz,jakpięknie
wyglądaświat,gdysięnaniegopatrzyprzezkolorowe
szkło?zapytałszeptem,jakbysiębał,żewiatrmógłby
skraśćjegosłowaiponieśćjedouszuludzi,którzynigdy
niepowinniichusłyszeć.Zwykłeszkło,azpomocą
słońcapotraficzynićmagię.Wiesz,cotooznacza?Nie
przestawałmrużyćoczu.Nawetsmutnarzeczywistość
możebyćmagiczna.Jedyne,comusiszzrobić,tospojrzeć
naniąprzezodpowiednipryzmatiznaleźćswojewłasne
słońce.Opuściłrękęijeszczeprzezchwilęobracał
wpalcachodłamekbutelki.
Mattniebyłgadułą.Zawszecichy,wycofany,nigdy
sięnieskarżył.Czasamizastanawiałamsię,czy
kiedykolwiekpłakał.Nieuroniłłzy,gdypodczasnauki
jazdynamojejdeskorolcestarłdokrwidwakolana
iłokieć,aniwtedy,gdyskoczywszyzdrzewa,złamał
obojczyk,anigdywwynikubójkistraciłmlecznejedynki.
Byłdzielny.Znaczniedzielniejszyniżja.Iteraz,kiedytak
siedziałzpodbitymokiem,teżsięnieskarżył.
Wsunęłamstopyjeszczegłębiejwnagrzanyprzez