Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
muszęgoregularniezapewniać.
Naglewpadamnapomysł,żebyupiecciasto.Lubią
przecież,jakwieczoremwdomupachniewypiekami,
apotemnaśniadaniezchęciąpałaszująwszystkie
słodkości.Onitolubią,ajamogępospaćchwilędłużej,
zamiastrobićśniadanie.Choćzewzględunadietęsama
nawetnietknętegociasta.
Sięgampobabeczkiczekoladoweinstantiładuję
jedowózka.
–Cześć,kochana!–krzyczydomnierudychudzielec.
MariavelMeryWilczyńska.Latdwadzieściaosiem.
Mocnasiódemkawdziesięciostopniowejskalimojego
męża.
–Święta?–zagaduję,jakbyzatymsłowemkryłsię
tajemniczypodtekst.
–Święta–zgadzasię.
Mogłybyśmyprzybićpiątkę.Zamiasttegocałujemysię
wpoliczkiiśmiejącsię,spoglądamysobiegłęboko
woczy.Kopęlat.Niewidziałyśmysięnaprawdękawał
czasu.
–Jakpiękniewyglądasz!–ekscytujęsię.Rzeczywiście
Marianiecosięzaokrągliła.Jestterazlekkozaokrągloną
anorektyczką.
–Atam.Nieprzesadzaj…
Mójmążdelikatnieszturchamniewplecy.Nielubi
tracićczasunaploty.Szczególniejeśliwłaśnieniesie
nabaranaNikolę,aprzedsobąpchawózek.
–Kotku,możedasznamchwilę?Tylesięnie
widziałyśmy…
Jegospojrzeniemówiwszystko.Jeżeliniepodejdziemy
natychmiastdokasy,padnienazawałalboosobiście
pozbawinasżycia.PospiesznieżegnamsięzMarią
iuśmiechamdoNikolki.Dziewczynkaimójmążdostają
jeszczeodniejpożegnalnegocałusa,ajazapewnienie,
żeladadzieńdonaszadzwoni.
–Chodź,kochanie,idziemy.