Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
Ilonaniemogłazjawićsięnaotwarciu.Bardzo
przepraszała,bardzokręciła,alemiałacośważnego
dozałatwienia.Nigdyniedopytałemco.Popierwszenie
jestemwścibski,podrugiebyłemprzekonany,żetocoś
mazwiązekzwernisażem.Wyobrażałemsobie,żegdy
tylkoskończępogadankę,wbiegnienasalę
wkawalkadziemodelek.Albocośtakiego.Ulicha,
byłbymnajszczęśliwszy,gdybyszykowałapoprostu
romantycznąkolacjęimałeconiecownaszym
podmiejskimdomu.
JednakstadoKapanazadecydowało,żenigdynie
dowiedziałemsię,cozałatwiała.Choćteraz,
zperspektywylat,mogęsięodrobinędomyślać.
Gdyweszłanasalę(samotnie),niezmienniegniłem
przyprogresywnymstolikuiprowadziłemkolejną
progresywnąrozmowęoniczym.Zobaczyłem
praktycznieodrazu.Wprzypadkutakpięknychkobiet
okolicznościniemająznaczeniaiświatłoreflektora
zawszekierujesięwichstronę.Choćbyśbyłgwiazdą
własnegowernisażu.Wysoka,smukłazkręconymiblond
włosamiokalającymitwarzniczymniesforneserpentyny.
Poruszałasięzwdziękiem,aleniewyzywająco.
Byzwrócićnasiebieuwagę,niemusiałamachać
biodrami,jakbykręciłaniewidzialnymhula-hoop.
Wystarczyłaprosta,czarnasukienkaidostojnykrok.Ona