Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
Całytenkrajobrazwydałsięmujakiśabsurdalny.Świeżo
skoszonałąkaciągnęłasiępohoryzont,który
ograniczonybyłciemnąliniąlasu.Odrastającenowe
kiełkitrawbyłyjużnatylewysokie,żeokrywałyziemię
intensywniezielonymdywanem.Znaczyły
gogdzieniegdziepowyginanepniestarychgruszijabłoni,
otoczoneprzygrunciewysokimikępkaminieskoszonej
trawy.Nieregularnekoronydrzewodcinałysięczernią
odbłękitunieba,naktórymuwijałysięjaskółki,jak
zwykleniestrudzeniegoniącezaniewidzialnymi
owadami.
„Sielanka”pomyślałkomisarzDariuszSztuk.
„Brakujetylkokołującegonadtymwszystkimbociana”.
Niespodziewałsiętakichwidokówtakbliskostolicy.
Wiocha,co?ArzutberetemdoPałacuKultury.
PorucznikKowalskijakzwyklebezceremonialnie
przerwałmurozmyślania.
Siedzieliwsamochodziezaparkowanymnapoboczu
drogi.Sztukchciałzyskaćtrochęczasu,zastanowićsię,
odczegozacząć,kiedyjużznajdąsięnamiejscu.
FaktprzytaknąłKowalskiemu.Trochęjakumnie,
międzyRedąaPuckiem.Jakbyśmypodjechalijeszcze
kawałek,wyrosłybyprzednaminiedrzewa,awiatraki.
Wciążjeszczemówił„umnie”,chociażminęłojuż
półtoraroku,odkądmieszkałwWarszawie.Chłopaki