Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Obojeryknęliśmiechem.Zignorowałemfakt,
żeświetniebawiąsięmoimkosztem,bodostrzegłem
naschodachdługienogiwczarnychszpilkach
iwiedziałemjuż,żewracaBlanka.Niosłanatacy
kilkanaściepustychszklanekikieliszków.Zwbyła
wyprostowanaiskupiona,chociażlekkiezmarszczenie
brwizdradzało,żewciśniętewczarneszpilkistopybolą…
Ilekroćprzechodziłaoboknas,tomiałemnadzieję,
żenamniespojrzyiuśmiechniesięwsposób,którytak
mniezachwycił.Czasemtorobiła,leczzazwyczaj
sprawiaławrażenie,jakbyniedostrzegałaresztyświata,
przebywającwswoimwłasnym.
Gdywracałem,słońcewyłaniałosięnahoryzoncie,
obsypujączłotemspokojnątaflęmorza.DomciociAni
znajdowałsięwodległościtrzystumetrówodplaży.
Dotarłemdomojegopokojunapiętrze,gdziemogłem
dalejobserwować,jakbudzisiękolejnydzień.Czułem
piasekpodpowiekamiibyłemnaprawdęzmęczony,
ajednakjeszczeprzezgodzinępopowrociesiedziałem
nałóżkuwubraniach,gapiącsięprzezokno.
Miałempiętnaścielat,gdyopuściłemGroszkowice
iprzeprowadziłemsiędoSopotu.Życiewtamtym
mieścieodpoczątkuniebyłołatweanidlamnie,anidla
mojejsiostry.Wychowywaliśmysięwdzielnicy
komunalnej,gdziepanowałototalnebezprawie,akażda
zrodzinpielęgnowałaswojąwłasnąpatologię.Nasza
matkabyładziwką.Brutalne,aleprawdziwe.
Utrzymywałasięzesponsoringu,topochłaniało.
Kompletnieniepamiętałaomnieimojejsiostrze.Dwoje
dziecizdanychtylkonasiebie,odkądpamiętam.Kornelia
opiekowałasięmnąwmiaręwłasnychmożliwości,