Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PRZYJAZD
ZostatniegopostojuwBaranowiczachprzyjechaliśmydoPolski
późnąjesienią,jużprawiewzimie.
AustrjacyoddalinasNiemcomaNiemcymielipodarować
Narodowi.
Jechaliśmyztakwielkąradością!Każdywiedział,żewKrajujedni
sązanami,drudzyprzeciw,–leczktóżbynampotrafiłodebraćzasługę
przelanejkrwi?
Wwagonachnieustawałyśpiewy.Komużeśmyśpiewali?Lasom,
małymchałupomwynikłymnahoryzoncie,rozstrzelanym
miasteczkom,pustejdrodze,wystrzępionejścieżceigdzieś,między
brózdamimrokupozostałejwodziezmarzniętej.
Żołnierzecisnęlisiędookien,bypatrzećnakraj,doktórego
wracają,naktórytaksprawiedliwiezasłużyliciężkąpracąwojenną.
DrugiegodniaoświciezbliżaliśmysięjużkuWarszawie.
Ranekbyłblady,mgłależałaszerokonadWisłą.Nadpustemi
polamiiwśródodosobnionychdomkówpodmiejskichświstałwiatr.
Pociągszedłbardzopowoli,corazsięnamzdawało,żejużwidzimy
stolicę.
–Gdzie?Gdzie?!
–Tam!Ach,tam!
Ijedendrugiemupokazywałdomniemanykierunek.
Wszyscystaliprzyoknach,gdypociągzakręcał.
Wzdłużcałejjegodługościwidaćbyłotwarzepowleczoneszarą
patyną,jakiejnabierająpoliczkiwciężkichmozolnychkolejach
okopowejwalki.
Owiewałjematowyblaskzbutwiałegoliścia.
Przybywałocorazwięcejświatła,–żołnierzewykrzykiwali
radośnie.
Jęłasięwychylaćzmglistegobezmiarulinjadachówtoprosta,
tościęta,toznówwielkiemiguzamikamieniawiązana.Niskie
skłopotanezarysyStaregoMiasta,lekkieśmigłegrotywieżyczek
katedry,ciemnakurzawakrólewskiegoogrodu.
Wszyscyumilkli,pociągjechałcicho,–oczypełnewzruszenia
iszczęścia.Słychaćbyłowlśnieniuporankatętentkół,takżelazny
itakzdasię,ciężki,jaktwardąmusiałabyćdroga,którąśmytudążyli.
Naprzedmieściuzmienionomaszynę.
WpowiewierannejmgływidaćjużbyłoWisłę.
Dziśjatustoję,–my,–potemlataprzejdąiinniznówsięockną