Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Toniemójsamochód,pożyczyłemodkumpla.Leż
tamcicho,bomnierozpraszasz.Rzadkoprowadzę.
Objechawszyszerokimłukiemszpitaliprzylegające
doniegoulice,dojechalipodhotelasystenckipolitechniki
odstronydroginaMikołów.Pozaparkowaniu
naasfaltowymboiskuzabudynkiemkierowcapogonił
pasażera.
–Proszęwycieczki,dojechaliśmy.Pobudka,wstać,
dośćsięwyleżałeś.
Przeszliobokportierni,przywitawszysięzpanią
Grażynką,któramiaładyżur.Wsiedlidowindy.
–Czytodobrypomysł,żebywykradaćmnie
zeszpitala?Nieboiszsię,żezatooberwiesz?
–Wieszdobrze,żektosięnieboi,tenjestgłupi.
Ryzykopowinnosięopłacić,boistniejeszansa,żecięnie
namierzą.Napewnozrobiąwszystko,cowichmocy,
niechwięczabierzeimtojaknajwięcejczasu.Wten
sposóbzałatwiłemtrochęspokojucałejreszcie,zaktórą
łażą.
Dotarliwindąnaczwartepiętro,wyszliiMarek
poprowadziłdoswojegopokoju.Nicsiętuniezmieniło,
pozatym,żegospodarzostatniozarzuciłsprzątanie.
Darekzdjąłkurtkęipowiesiłjąnawieszaku
wprzedpokoju.
–Nie,nie,dawajjąodrazudoszafy–zdecydował
gospodarz.
Nawieszakuwprzedpokojuzawisławyciągnięta
zreklamówkikurtkaDarka,wrazzpożyczoną
mubejsbolówką.Filozofwszedłdopokojuizająłmiejsce