Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
podszytymnutąironiigłosem.
NawidokjejsrogiejminyMikołajuśmiechnąłsię
niepewnie.
–Niewiem,boniedoszedłem.Mogłabyś,mamo,rzucić
okiemnakolanapanipsorki?
–Acosięstało?
–Krwawi.
–Nicsięniestało,naprawdę.–Klara,jużżałując
nieprzemyślanejdecyzji,zaczęławycofywaćsiękufurtce.
Wtymmomenciezabrzęczałajejkomórka.Nim
wyłuskałatelefonzkieszeni,sygnałumilkł.–Pewnie
zpracy...Muszęzająćsięuczniami...
–Aktosięzajmiepanią?–Uśmiechnęłasiępobłażliwie
kobieta.
–Och,mnąproszęsięnieprzejmować,samasięsobą
zajmę–odparła,próbującprzybraćswobodnyton.–Miło
byłopaniąpoznać.Aterazmuszęlecieć.Ładnymapani
dom–dodałanizgruszki,nizpietruszki.
Antoniukowaspojrzałanabudynek,potemwjejstronę
iuniosłabrwiwzdziwieniu.
–Dziękuję.Mojanieboszczkamatkazapisała
gowtestamencieMikołajowi.Niezłylegat.Sporządzenie
ostatniejwolikosztowałowięcejniżchałupawarta.Gdyby
toodemniezależało,rozebrałabymgodofundamentów,
alecowtestamencie,toświęte.Taaa...Tonacomam
spojrzeć?Alemożenajpierwwejdźmydośrodka.
Zapraszam.
Wprowadziłajądosionki,apotemdoobszernejkuchni.
TużzadrzwiamiKlarapoczułasię,jakbywskutek
nieporozumieniawylądowaławniewłaściwymmiejscu.
Bonaprawdętuniepasowała.Niebyłazanadto
przesądna,choćmniejracjonalnastronajejnatury,którą