Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
posiadałakuwłasnemuzdumieniuidoktórejniechciała
sięprzyznać,wolałaniekusićlosu.Dlategonigdynie
kładłabutównastoleanitorebkinapodłodze.Akiedy
ktośzarzucałjejniekonsekwencję,tłumaczyła,
żepozostawianieichbylegdziejestzwyczajnym
bałaganiarstwem.
Terazmiaławrażenie,żeznalazłasięwizbie
alchemika.Naregaletłoczyłysięstareksiążki
zwytartymigrzbietami,nadpiecemwisiałynahaczykach
dwamiedzianerondleiżeliwnykociołek,naszerokim
parapeciewrównymrządkustałypustekolbyibuteleczki
znieznanązawartością,awszędziemożnabyłodostrzec
warkoczeczosnku,pęczkiziółibukietyzasuszonych
polnychkwiatów.Brakowałotylkoczarnegokota.
Antoniukowaudała,żeniewidzipodejrzliwego
spojrzenia,jakimwuefistkaobrzuciłajejkrólestwo.
Zachowującspokój,poprosiłaopokazaniekolan.
Ale...Niesądzę,żebypanipomogła.Klarausiłowała
nieokazywaćniechęci,lecztajużsiępojawiławjej
głosie.Byćmożebędziepotrzebnaszczepionka...Pies
mnieugryzł...
ZachowanienauczycielkirozbawiłoMikołaja.
Ajakwyglądał?Bojakzdziczały,toktowie,ile
zostałopaniczasu.
Mikołaj!rzuciłaostrzegawczomatkaizwróciłasię
goKlary.Jakwyglądał?
Nieprzyglądałamsię,niemiałamczasu...Nodobrze,
przestraszyłamsięprzyznałaopornie.Głowyniedam,
alepyskjakbywydłużony,jednouchoklapnięte,ogon
postrzępionyialbotakifutrzasty,alboutuczony...Pies
oczywiście,nieogon.
Bryśzawyrokowałchłopak.Jeszczewczorajnie
miałwścieklizny.