Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pomócprzydzieciach.
–Samaniewiem…–Przygryzłamwargę.
–Czegoniewiesz?–odezwałsięgłębokigłos.
Jaknazawołanieodwróciłyśmygłowywjegokierunku.Salvatore
stałwprogu,uważnienamsięprzyglądając.
–O!–Irisklasnęławdłonie,ajazamarłam,słyszącnieskrywaną
ekscytacjęwjejgłosie.–Cośmisięwydaje,żewłaśnieznalazłam
kolejnąosobę,którachętnienampotowarzyszy.
–Iris–syknęłam.
–Jeślizdradziszmi,ocochodzi,jestempewien,żejakośsię
dogadamy.–Błysnąłswoimolśniewającymuśmiechem,alejegooczy
jakzawszepozostałyczujne.
–ZatydzieńjedziemynaKonwentTatuażudoMiami.
–Wyszczerzyłasiędoniego.–Brianpewniepojedziejakomój
towarzysz,jeśligopoproszę,alemartwięsię,żeAvabędzietam
solo…może…–Niewypowiedzianepytaniezawisłowpowietrzu.
–Ava.–Skierowałnamniecałąswojąuwagę.–Wszystkozależy
odciebie.
–Eee…–Niewiedziałam,coodpowiedzieć.Niechciałamjechać
sama,alezaproszenieSalvatorejakoosobytowarzyszącej…
Przymknęłamnamomentoczy,przypominającsobie,kiedy
ostatnioznalazłamsięnatakimrozdrożu,ażadnadecyzjanie
wydawałasięaniłatwa,aniwłaściwa.
Pięćlatwcześniej.Sydney
Odgłosyzamieszaniazniknęły,zastąpionedudnieniemmojegoserca,
kiedytowpatrywałamsięwustazaciśniętewwąskąkreskęidłonie,
którepowolizsuwałykevlarowyhełm.Złotaobrączkanapalcu
zdawałasiękpićzcałejsytuacji,gdyzieloneoczyspoczęłynamnie,
wyłoniwszysięzzaochronnychgogli.Toniemożebyćprawda…