Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ustami,zorientowałamsię,żenadalmamsłuchawkiwuszach.
Wyciągnęłamjepospiesznieiponowiłampytanie:
Kimjesteśico,docholery,robiszwmoimmieszkaniu?!
Niemaczasunawyjaśnienia.Musimyiśćusłyszałam
wodpowiedzi.
Słucham?!
Nochybasobiezemnieżartuje!?Niezamierzałamnigdzieiść!
Zwłaszczaznim!
Cofnęłamsięoparękroków,mamroczącpodnosemciche
przekleństwo.
Musimyiśćpowtórzył,napowrótzmniejszającdystans
izupełnieignorującmójprotest.Tędy.Wskazałnauchylony
balkon.
Odczepsię!warknęłam,odpychającgoirozglądającsię
wpopłochuzatelefonem.
Możeitentypniebyłdiabłem,zaktóregogopoczątkowobrałam,
aleitakzamierzałamzadzwonićnapolicję.Nachodziłmniewmoim
mieszkaniuijeszczeżądałBógwieczego.Jeślimyślał,żezgodzęsię
nacokolwiek…
Niezdążyłamjednakzrobićchoćbykroku,bowówczasten…
strasznyczłowiekzłapałmnie,oderwałodziemiibeznajmniejszego
problemuprzełożyłsobieprzezramię.Włosyzasłoniłymitwarz
iprzezchwilęnicniewidziałam.Czułamjednaknazbytwyraźnie,
żedokądśmniewlecze.
Corobisz?!zaczęłamwrzeszczećnacałegardło,ale
onwydawałsięgłuchyiślepynamojeprotestyipróbęoswobodzenia
się.Puszczaj,docholery!Waliłamgorękamipoplecach.
Głuchy,kurwa,jesteś!Postawmnie!zażądałam.
Niebyłampewna,alechybawyniósłmnienabalkon,bopoczułam
lekkipowiewwiatru,aleteżfalęgorąca.Wiedziałam,żenadworze