Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zogromnąszybkością,niktznasnieprzemówiłdotądanisłowa,
odkądodbiliśmyodbulwaru.Zapytałemterazmegotowarzysza,dokąd
właściwiepodążamyikiedyprzypuszczalniezamierzanawrócić
dodomu.Augustgwizdnąłkilkakrotnie,apotemodpowiedział
twardym,nienaturalnymgłosem:
–Japłynęnadalekiemorze,atywracajdodomu,skoromasz
ochotę!
Spojrzałemnaniegoizauważyłemnagle,że,pomimopozornego
spokoju,jestnadzwyczajniepodniecony.Księżycświeciłjasno,
widziałemwięcwyraźniemegotowarzysza;twarzjegobyłabielsza,
niżmarmur,ręcedrżałytaksilnie,żetylkoztrudnościądzierżył
wnichster.Ogarnęłomnieuczucie,żepopełniliśmyjakieśszaleństwo
izaniepokoiłemsiętąmyślą.Obawępotęgowałaświadomość,żesam
nieumiemsterowaćiżeskutkiemtegojestemwzupełnościzdany
nalosżeglarskichumiejętnościmojegoprzyjaciela.Tymczasemsiła
wichruwzmagałasięustawicznie,pędziliśmyniemalwprostejlinji
corazdalejwniezmierzonyprzestwórmorza.Alewstydziłemsię
jeszczeprzyznaćdoobawidlategojeszczeprzezjakieśpółgodziny
milczałemodważnie.Wreszcieniemogłemjużdłużejzapanowaćnad
sobąizapytałemAugusta,czyniebyłobywskazanempomyśleć
opowrocie.Iznowuminęładługachwila,zanimodpowiedział,
araczejzanimzrozumiałmojepytanie.
–Jeszczeczas,jeszczeczas–odrzekłnakoniec–domnieucieknie!
Oczekiwałempodobnejodpowiedzi,ajednakton,jakim
wypowiedziałtesłowa,przejąłmnieniedającymsięopisaćdreszczem
strachu.Iznowuspojrzałemuważnienamówiącego.Jegowargibyły
trupio-blade,kolanadrżałytakgwałtownie,żezaledwietrzymałsię
nanogach.
–NaBoga,Auguście!–zawołałemserdecznienastraszony–Czyś
tychory?Cosięstało?Cotywyrabiasz?
–Cosięstało?–wyjąkałznajwiększemzdumieniem,wypuszczając
wtejsamejchwilisterzrękiiwalącsięcałemciałemnadnołodzi.
–Cosięstało?...Nicsięniestało!...Jedziemydodomu...cz...cz...
czyżniewidzisz?...dodomu!
Pojąłemnaglecałąstrasznąprawdę.Podbiegłemkuniemu
iusiłowałemgopodnieść.Byłpijany–najzupełniejpijany–niemógł
dłużejaniutrzymaćsięnanogach,animówić,anipatrzeć.Oczyjego
byłyzupełnieszkliste.Gdywprzystępienajwiększejrozpaczy
wypuściłemgonachwilęzmoichrąk,runąłznowuwkałużę,
pokrywającądnołodzi,jakbezdusznykloc.Nieulegałowątpliwości,