Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
JanuszBrzozowski:OranżeriarodzinyWilliamsów
|20
wniejniepokój.Zasłoniłaoknoizapaliłaświatło.Bez-
myślniepatrzącnadywan,dałasięowładnąćbeztroskim
wspomnieniomzlatbeztroskichiszczęśliwych.Gdybyten
dywanumiałmówić,pomyślała.Rozczesującwłosy,spoj-
rzałanazegarek,była18.05.Założyłaciepły,wełnianyswe-
ter,dżinsy,ulubioneadidasyiwyszłazpokoju.
Naschodachjakinakorytarzuniebyłonikogo.Odgłos
rozmówdobiegłzsalonu.Zamknęłacichodrzwiiwyszła
naganek.Wświetlepalącychsiędwóchulicznychlamp
zobaczyławydobywającasięzustparę.Zimno,pomyślała
schodzączeschodów.
Cassandro,drogiedziecko,jaktywydoroślałaś!
Rozległosięnagle.Słowapastorazaskoczyłyją.
PastorBugg,jaksięcieszę,żepastordonasprzyszedł.
Proszęmiwybaczyć,alemuszęprzebiecjeszczejednopeł-
neokrążenie,byzakończyćnadzisiajswojagimnastykę
wymyśliłanapoczekaniu.
Zróbto,dziecko,jaknajszybciej,towilgotnepowie-
trzeniesprzyjazbytniozdrowiu.
Jużbiegnę.
Wświetleostatniejlatarnizbiegłazasfaltowejaleina
piaszczystądróżkęprowadzącąnaplażę.Niebowypoga-
dzałosię.Odstronydomuwyłaniałsięwzimnejpoświacie
księżyc,rzucającnaoceanskąpeświatło.Dochodzącdo
stojącychwszeregułódekzatrzymałasięicichozawołała:
Roger,gdziejesteś?Odczekałachwilęipowtórzyła
wołanie.
Niekrzycztakgłośno,bojeszczewdomunasusłyszą.
www.e-bookowo.pl