Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żewideleczręcznienawinąłnaswojetytanowerozgrzane
doczerwonościzębycałyobrus,zrzucającnapodłogę
płonąceserwetki,aleteżgaszącjezarazpotem
zapomocądwóchlitrówsosu…
–Owen?
–…pomidorowego,nadktórymspędziłemcały
poranek…
–OWEN!!!
–Dobrze,kończęoakumulatorowymwidelcu.Ale
potem…
–Owen?
–Dobrze.Ajeszczepotem…
–Jezu!
–Jestem.Potemkupiłyściepodwanośniki
zcudownymprogramem,któryzainstalowany
nadomowymkomputerzemiałwytwarzaćdarmową
energięelektrycznąijakpamiętam,proponowano,
bydokomputerazpracującymwtlecud-programem
podłączyćlampkęalboradio,albopralkę…
–Pralkęnie!Tomamapodłączyłapralkę.–Więcej
pikselizadrżało,łudzącoprzypominałotoztrudem
powstrzymywanyśmiech.
–Atychciałaślokówkę!
–Może,atymaszkompleksłysego!Zazdrościszmi…
Alepoczekaj,zdębiejesz,kiedypokażęci,cokupiłamtym
razem.
–Niewątpię.Żezdębieję.Dębiejęzawsze,jaksobie
przypomnętęlampkę,comiałaświecićbezprądu
irachunku…
–Świeciła!
–Todlaczegoubezpieczenieniechciałopokryć
kosztówleczenianogi,którąmamasobiezłamała,
schodzącdopiwnicyipotrząsająclampką…
Pokazałem,jak„mamusia”potrząsałalampkąniczym
marakasami.