Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Dobrze,tojamożezacznęnasrozpakowywać?
–zagadnęłammęża,alezdążyłjużwyjść.
Jacekjużwcześniejprzywiózłnaszerzeczyzakademika,
bymnietrochęodciążyć.
Dzisiajjednakniemiałamdotegogłowy,usiadłam
nakanapiewsalonieizadzwoniłamdomojego
przyjaciela.
–Hej,Rafałku,przepraszam,żetakszybko
pojechaliśmy,aleJackowisięspieszyło.
Mówiącto,czułamsięjakkretynka.Nienawidziłam
przepraszaćzacoś,naconiemiałamwpływu.
–Spokojnie,nicsięniestało.Możewpadniemy
zŁukaszem?Zchęciązobaczymywaszenowegniazdko.
–Chciałabymbardzo,ale…
–Twójmążmainneplany–dokończyłzamnie.–Okej,
rozumiem.
–Niewiem,cocipowiedzieć…–wyznałamtrochę
załamanatakimbiegiemwydarzeń.
–Ola,dlamnienajważniejszejesttwojeszczęście.Jeśli
tenczłowieksprawia,żejesteśszczęśliwa,toniemam
prawagokrytykować.
CałyRafał.
–Samaniewiem,czyjestemszczęśliwa.Inaczejsobie
wyobrażałamtendzień.Każdakobietaoddzieckamarzy
oślubie,ajamiałamwgłowietrochęinnyscenariusz.
–Dobrze,żewzięliściecywilny,szybciejrozwód
dostaniesz–zażartował,alemniejakośniebyło
dośmiechu.–Niemagoterazwdomu?
–Nie,poszedłdosklepupowino.Izamówiłsushi.Takie
przyjęcieweselne.
–Jakimąż,takiewesele.
Trafnepodsumowanie.
–Możeimaszrację.Zobaczymy,jakbędziedalej.
Muszękończyć,bosłyszę,żeidzie.
Szybkorzuciłamtelefonnakanapęipodeszłam