Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Niemamkluczy…Chybatamjezostawiłempowiedział,
odchodzącspokojnymkrokiem.
Gdymężczyznazniknąłzapłotem,zzaktóregoniebyłozupełnienic
widać,wzięłamgłębokioddechiszepnęłamdomęża:
Dziwnyjest.
Tywkażdymwidziszcośdziwnego.
Niewkażdym…zaoponowałam,aleRobiwszedłmiwsłowo.
Cichobądź,boonzarazwróci.Usłyszy,comówisz.
Widziałeśjegooczy?kontynuowałam,niezwracającuwagi
naupomnieniamęża.
Cichobądź…
takieprzeszywające…
Emmo,przestań…
Jegowzrokjestjak…Samaniewiem,jaktookreślić…
Wtymmomencieusłyszeliśmygłoswłaścicielazanaszymiplecami.
Zakradłsiętakcichoiniespodziewanie.Tak,żesięprzestraszyłam.
Jestem.Mamkluczepowiedziałzdecydowanymgłosem,którego
tonoznajmiłmi:„słyszałem”.
Nicwięcejniemówił,ajaczułam,jakoblewamniezimnypot.
Modliłamsię,żebywkońcuotworzyłdrzwiiwpuściłnasdośrodka.
Jegodziałaniadotegozmierzały,alewszystkorobiłtakwolno,
żemyślałam,specjalniewydłużachwilępoto,bymczułasię
jeszczebardziejniezręcznie.
Włożyłkluczdozamka,przekręciłgodwarazy,poczympowoli
otworzyłskrzypiącedrzwi,amoimoczomukazałsięogromny,piękny
hol.Jegościanybyłybladoróżowe,anapodłodzeleżałstary,
drewniany,skrzypiącyparkiet.
Przydrzwiachpoprawejstronieustawionybyłsztucznyfikus.Sięgał
prawiesufitu,acień,jakirzucałnaprzeciwległąścianę,przypominał
mipostaćgarbategostaruszka.
Niezatrzymaliśmysięjednaktutajipochwilizholuprzeszliśmy
dowielkiegosalonu,którymiałczterydużeokna,zczegojednobyło
wyjściemnataras.Ścianypokrytebyłyzielonątapetąwróżowe
kwiaty,napodłodzeleżałastara,brudnawykładzina,asufitbył
pomalowanybiałąfarbą,którazupływemlatzmieniłasięwżółtą,
popękanąemalię.Nasamymśrodkusalonustałdrewnianyfortepian.